Metody i efekty prania mózgów
W dziedzinie tej jest kilka etapów. W dziedzinie tej jest kilka etapów. Podam trzy, które uważam za najważniejsze, choć być może jest ich więcej.
Etap pierwszy – Znane jest powiedzenie „Czym skorupka nasiąknie za młodu, tym na starość trąci”, czyli
Indoktrynacja dzieci
Jednym z wielkich błędów rodziców jest posyłanie dzieci na lekcje religii, uważając to za coś dobrego, a przynajmniej za nic szkodliwego. Nic bardziej mylnego! Ludziom, którzy uczęszczali w dzieciństwie na lekcje religii nie trzeba prać mózgów w wieku dorosłym, bo wielu z nich ma już mózgi wyprane – indoktrynacja jaką przeszli w dzieciństwie sprawiła, że stali się solidnie zaimpregnowani na prawdę o ich kościele. Jakie są tego skutki? Przede wszystkim demonstrują niewrażliwość na
- ciemną stronę historii kościoła katolickiego.
- wiadomości o skandalach obyczajowych i finansowych w jakie uwikłani są księża. Ci, którzy ignorują je, nie wiedzą o tym, że sami sobie robią krzywdę, stają się coraz bardziej niewrażliwi na bodźce moralne. W czym to się przejawia? Na przykład w tym, że wypowiedzi typu „Kościół jest święty, lecz tworzą go też ludzie grzeszni”, „papież jest nieomylny” lub „ksiądz jest też tylko człowiekiem”, brzmią dla nich przekonująco. Krzysztof Pieczyński słusznie odpowiada na ten ostatni argument: Skoro tak, to lepiej żeby nie występował jako pośrednik boski, bo jest tylko człowiekiem.
-
błędne nauki wpajane im na lekcjach religii. Wiem coś o tym z własnego doświadczenia. Kiedyś udzielałem lekcji angielskiego prywatnie, u siebie w domu. Moimi uczniami było troje dzieci z rodziny katolickiej w wieku od dziesięciu do czternastu lat. Rodzice posyłali je na lekcje religii przy polskiej parafii w naszym mieście. Nie lubię dyskutować z uczniami na temat religii podczas lekcji, tym bardziej gdy są osobami w tak młodym wieku. Ale one same czasami usiłowały wciągnąć mnie w dyskusję o wierze i religii, mówiąc, między innymi, że Jezus jest założycielem chrześcijaństwa lub że zwierzęta nie mają duszy. Słysząc takie bzdury, omal nie wybuchnąłem gniewem na nich, ale jednak powstrzymałem się, żeby nie popsuć atmosfery na lekcji. Jest to jeden z przykładów tego, co wpaja się dzieciom na lekcjach religii.
Etap drugi
Zamykanie się w swoim małym ogródku
Tak postępują często katolicy, słysząc o skandalach obyczajowych i finansowych kleru. Film „Finanse Watykanu” dostępny na YouTube pokazuje skalę korupcji w kościele katolickim. Mówią o tym wprost, nie antyklerykałowie, wrogowie Kościoła, lecz sami księża. Na szczęście, liczba osób zaślepionych przez Kościół maleje w Polsce od pewnego czasu. Świadczą o tym choćby takie filmy jak „Kler”, „Tylko nie mów nikomu”, które swego czasu biły rekordy frekwencji. Wielu Polaków chce się po prostu wyzwolić spod szkodliwego wpływu Kościoła i popiera tych, którzy domagają się, aby państwo przestało finansować katechetów i kapelanów z publicznych pieniędzy.
Jest jednak wielu katolików, którzy mimo wszystko nie chcą porzucić Kościoła, wolą żyć w swoim przykościelnym ogródku, bo jest im z tym dobrze, zasłaniając się argumentem, że nie ma odpowiedzialności zbiorowej za przestępstwa popełnione przez złych ludzi, czyli, że „kościół jest święty, lecz tworzą go też ludzie grzeszni”. Idąc takim tokiem rozumowania, można by usprawiedliwić korupcję praktycznie w każdej dziedzinie. Kościół nie może być wyjątkiem. Jak byśmy zareagowali, gdybyśmy usłyszeli z ust dyrektora jakiejś firmy handlowej lub przemysłowej, że jego firma jest porządna, lecz są w niej też ludzie nie stroniący od lewych interesów? Nawet dyrektor świeckiej instytucji ma obowiązek usunąć skorumpowanych pracowników, tym bardziej taki obowiązek spoczywa na instytucji od której oczekuje się dość powszechnie przykładu moralnego. Ale widzimy, że hierarchowie jakoś nie chcą wyrzucać z kapłaństwa skompromitowanych księży pedofilów i/lub aferzystów. Wolą odsyłać ich do służby w parafiach znajdujących się w odległych miejscowościach, gdzie są nieznani mieszkającym tam ludziom. Takich przypadków jest multum. „Ryba psuje się od głowy” mówi stare, mądre przysłowie, a tą głową są oczywiście hierarchowie, z papieżem na czele.
Etap trzeci
Silny religijny obłęd
Po przejściu tych dwóch etapów człowiek, przeważnie katolik, jest już solidnie zaimpregnowany na prawdę historyczną o swoim kościele i nie robią na nim wrażenia wiadomości o jego grzechach, zarówno tych, których dopuścił się w minionych wiekach jak i w czasach współczesnych.
Wielu katolików nie chce poznać prawdy o swoim Kościele, żyją beztrosko w swoim małym, przykościelnym ogródku, czy raczej religijnym grajdołku, myśląc, że są na właściwej drodze do nieba. Dyskutowanie z takimi osobami o wierze nie ma sensu, czyni więcej złego niż dobrego. Wiem o tym z własnego doświadczenia.
U niektórych religiantów występuje mocne przyćmienie umysłu, wręcz zanik zdrowego rozsądku. Oto dwa przykłady.
– W artykule „Jezus – żydowski apostata” zwróciłem uwagę na istotny fakt, że w świeckich źródłach historycznych pochodzących z I wieku n.e., nie ma żadnej wzmianki o Jezusie i o wielkich cudach jakich ponoć dokonywał publicznie na oczach tłumów. Pewien człowiek przysłał mi komentarz w którym stwierdził, że przyczyną tego było to, iż (uwaga!) wszyscy świeccy kronikarze zmówili się, aby o tym nie pisać. Czyli co? Jezus dwukrotnie nakarmił publicznie kilka tysięcy ludzi paroma chlebami i rybkami (nie wielorybami), wskrzesił do życia wielu umarłych, a wszyscy świeccy kronikarze, widząc to, zmówili się aby o tym milczeć. Argument ten jest tak uciesznie niemądry, że nawet nie warto go komentować.
– Pewne chrześcijańskie małżeństwo w Kanadzie zamieszczało w tutejszej prasie polonijnej takie ogłoszenie: „Jezus jest odpowiedzią na wszystkie twoje problemy”. Potem po paru latach rozpadło się, wzięli rozwód. Mieli już wtedy troje małych dzieci – chłopca i dwie dziewczynki. Nie byli ze sobą przez 25 lat. Po rozwodzie dzieci mieszkały z matką i ciotką, ojciec mógł widywać je tylko od czasu do czasu. Ale czas robi swoje – dzieci dorosły, odeszły z domu i urządziły się po swojemu, miały swoje własne, niezależne życia. I dopiero wtedy, po upływie tylu lat, rodzice pogodzili się i wrócili do siebie. Tak czasami zdarza się w życiu. Właściwie nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie to, że ci ludzie mają zwyczaj mieszać do swoich spraw Boga, nawet do spraw błahych, przyziemnych.
Wzięli ze sobą (uwaga!) po raz drugi ślub kościelny. Ona twierdzi, że to Bóg wpadł na pomysł aby pojednać ją z mężem. Kiedy dzieci były malutkie i potrzebowały obojga rodziców, jakoś nie przychodziło to Bogu do głowy. Następnie, nadal mówi, że Jezus jest odpowiedzią na wszystkie jej problemy, mimo tego że przez ćwierć wieku miała rozbitą rodzinę i nadal głosi wszem i wobec, iż należy budować życie na tej opoce którą jest Jezus, mimo tego że opoka ta okazała się w ich przypadku piaskiem. Co więcej, mówi że szatan jest pod jej stopami, a Biblia jest dla niej tak wiarygodna, że nawet gdyby było napisane w niej, że to Jonasz połknął wieloryba, a nie wieloryb Jonasza, to też by w to uwierzyła. Nie tylko wyznaje takie poglądy, lecz nawet głosi je innym jako świadectwo swojej wiary.
Widzimy z tego jak religia może zaślepić ludzi, wypaczyć ich poglądy o wierze i o Bogu. Czy można takich ludzi uważać za normalnych? Co o tym sądzicie?!
Prócz tego istnieją inne niebezpieczeństwa. Podam dwa największe.
Sekty
Zagrożenie to jest bardzo realne; życie dostarcza na to wiele dowodów. Bardzo trudno wyzwolić się z sideł sekty. Świadkowie Jehowy i parę innych sekt jakie znam, zdobywają wyznawców w dość chytry, podstępny sposób. Okazują osobom zainteresowanym ich naukami wiele sympatii i uprzejmości, ale tylko do czasu. Osoba nowonawrócona na ich wiarę początkowo ufa im, ale po pewnym czasie zauważa, że wśród nich jest wiele nieprawidłowości, dzieją się złe różne rzeczy. Przez jakiś czas toleruje to, ale w końcu ma tego dosyć i chce się od nich uwolnić. Wtedy staje się przedmiotem gróźb, szantaży i szykanów z ich strony. Często nie ma już nawet siły, aby wyzwolić się spod ich wpływu, jest po prostu niezdolna do tego. Sekciarze są nietolerancyjni, poddają ostracyzmowi nawet swoich najbliższych krewnych; stronią nawet od ludzi porządnych tylko dlatego, że wyznają przeciwne im poglądy.
Poza tym, sekty są środowiskami hermetycznymi. Biblię interpretują na wiele różnych sposobów, a odmienność poglądów i walka o wpływy w ich zborach staje się częśto przyczyną ostrych napięć, podziałów i konfliktów między nimi. Świadkowie Jehowy i Badacze Pisma to chyba jedyne dwie sekty chrześcijańskie, które odrzucają pojęcie nieśmiertelnej duszy, w ogóle wiarę w jej istnienie. Uczą, że słowa „dusza” i „życie” oznaczają jedno i to samo, można używać ich zamiennie. W związku z tym, wraz ze śmiercią ciała, umiera dusza, a ponowne ożywienie jej nastąpi dopiero przy zmartwychwstaniu świętych. Reinkarnację i wędrówkę dusz uważają za wymysł szatana. Świadkowie Jehowy już kilkakrotnie przepowiadali koniec świata, ustalali nawet datę tego wydarzenia na podstawie Biblii. Wszystkie te ich przepowiednie okazały się fałszywe. W Montrealu, gdzie mieszkam, można ich często spotkać w metrze lub na ulicy – dwie lub trzy osoby stojące przy małym stoisku z literaturą religijną, którą oferują przechodniom. Kilka razy podszedłem do nich aby zaoferować im w zamian swoją własną literaturę, a ściśle broszurkę pt: „Jesus – Jewish Apostate” ale nie chcieli jej przyjąć. Powiedzieli mi wprost, że nie przyjmują „obcych” pism. Chcą indoktrynować ludzi a sami boją się nawet wziąć do ręki czegoś, co jest im obce. Czy takich „misjonarzy” można traktować poważnie, uważać za ludzi uczciwych? Dlatego szczerze radzę wszystkim trzymać się od nich z daleka.
Medialny blichtr
Wielkie opiniotwórcze media światowe są na usługach wielkich i możnych tego świata; dbają o swój własny interes i zatajają wiele niewygodnych faktów. Nie są zatem zbyt wiarygodne. Rozmawiałem kiedyś z lekarzem-psychologiem na ten temat. Zadałem jej pytanie „Wielu ludzi religijnych toleruje poważne grzechy swoich księży i pastorów, ale w ostrych słowach potępiają za znacznie mniejsze grzechy tych, których nie lubią z jakichś powodów, na przykład żydów i komuchów. Jakie są zatem granice normalności?”
– Są tu bardzo płynne – odparła.
To prawda. Na przykład, czy Jan Paweł II zasłużył na miano świętego, a Lech Wałęsa na miano bohatera narodowego? Z pewnością nie. Ale wielu Polaków jest niewrażliwych, wręcz głuchych na głosy przeciwne w obu tych przypadkach. „Papież był gwiazdorem na skalę światową, podobnie jak Wałęsa, a takich osób nie należy oczerniać”. Tak mniej więcej myśli wielu moich zakompleksionych rodaków.
Chrześcijaństwo katolickie już się ucywilizowało, minął okres prześladowań heretyków, płonących stosów i polowań na czarownice. Islam jeszcze się cywilizuje, islamskie organizacje terrorystyczne istnieją i działają w różnych częściach świata, zwłaszcza w krajach okupowanych przez wojska zachodnie pod fałszywym szyldem „misji pokojowych”. Jednak religia wciąż czyni duże rozbicia i podziały między ludźmi. Ludzie religijni mają zwyczaj uważać się za lepszych od niewierzących. Ale czy istnieje prosty podział na dobrych ludzi wierzących i złych niewierzących? Innymi słowy, czy wierzący są krzewicielami dobra, a niewierzący krzewicielami zła na tym świecie? Wybaczcie, ale ja tego NIE zauważyłem. Życie dostarcza nam wielu dowodów na to, że religijność wcale nie musi iść w parze z moralnością. Spotkałem w życiu wielu złych ludzi religijnych i wielu dobrych ludzi niewierzących. Znam też osoby które religia zmieniła na gorsze. W książce „Ludzie bezdomni” Stefan Żeromski stworzył znakomitą postać doktora Judyma, aby pokazać, że troska człowieka o los ludzi biednych wcale nie musi wypływać z pobudek religijnych.
Słyszałem stwierdzenie, że religia jest niewolą dla ducha i umysłu. Być może jest to pewne uproszczenie, uogólnienie, aczkolwiek nie pozbawione sensu. Znam wielu ludzi religijnych żyjących właśnie w takiej niewoli, z czego nawet nie zdają sobie sprawy. Świecka błędna ideologia też czyni wiele złego. Komunizm również był wiarą. Jeszcze nie tak dawno temu stawiano pomniki komunistycznym dyktatorom, aby burzyć je po niedługim czasie. Hasła i nauki które wydają się szalenie atrakcyjne i pociągają masy, okazują się niepraktyczne i nieprzydatne, wręcz szkodliwe. Seneka Młodszy słusznie zauważył, że „Dla ludu religia jest prawdą, dla mędrców fałszem, a dla władców jest po prostu użyteczna”.
Jerzy Sędziak, styczeń 2019
© Copyright by Jerzy Sędziak
P.S. Polecam artykuł „Odpowiedzialność Kościoła za pedofilię księży” oraz lekturę tekstu „Żałosne skutki prania mózgów” jaki opublikowałem na moim blogu: