Co myślę o Jezusie – moja odpowiedź dla fundamentalistów
Współistotny Bogu Ojcu, czy poddany Jemu ?
Ze względu na charakter mojej witryny jestem czasami zmuszony do obrony moich tez, ustosunkowania się do pewnych stawianych mi zarzutów. Czynię to niniejszym, bo ostatnio dyskutowałem z pewnym protestantem, fundamentalistą biblijnym, który starał się przekonać mnie, że Jezus jest Bogiem i należy modlić się do niego. Nie będę relacjonował przebiegu całej tej dyskusji, lecz odpowiem tylko na tą część.
Nie jest to odosobniony przypadek. Wielu protestantów mocno wierzy w Biblię i często modli się do Jezusa, czci go bardziej niż Boga. Ale czy ma to solidne uzasadnienie w tej księdze? W całym Nowym Testamencie zawarte są zaledwie dwie, krótkie modlitwy do niego. Pierwszą z nich jest modlitwa Szczepana, pierwszego ponoć męczennika za wiarę (Dz Ap 7,59), a druga w księdze Apokalipsy (22, 20), na samym jej końcu. Sam Jezus nie uczył modlić się do siebie, lecz do swojego Ojca. Wstęp Modlitwy Pańskiej którą uczył odmawiać brzmi przecież „Ojcze nasz”, a nie „Jezu nasz”. Powiedział nawet wprost „Ojciec jest większy ode mnie” (J 14,28). Apostoł Paweł też nie stawia go na równi z Bogiem i nie modli się do niego. Pisze: „Dlatego skłaniam kolana swoje przed Ojcem Pana naszego Jezusa Chrystusa z którego się wszelka rodzina na niebie i na ziemi nazywa” (Ef 3,14-15). I dalej: „Modlę się, aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznaniu Jego samego” (Ef 1,17).
Jak widzimy, Paweł wprawdzie wywyższa Jezusa, nazywa go Panem, lecz stawia zdecydowanie niżej od Boga. Nie skłania nawet kolan przed nim, lecz pisze, iż (uwaga fundamentaliści!) JEZUS MA BOGA. Ktoś może zapytać: Bóg ma boga? Jak to możliwe? A jednak. W innym miejscu Paweł pisze, że głową Chrystusa jest Bóg (1 Kor 11,3). Skoro tak, to jak może być równym Bogu!? Innymi słowy, jak może być równym Bogu ktoś, kto był we wszystkim poddany Bogu jako swojemu zwierzchnikowi? (J 5,19). Na te drobne, subtelne, lecz istotne różnice protestanci jakoś nie zwracają uwagi.
W związku z tym nasuwa się pytanie: skąd zatem wziął się dogmat o Trójcy, równorzędność trzech osób boskich, współistotność Jezusa z Bogiem? Oczywiście są to późniejsze wymysły soborów katolickich, którym przewodniczyli pogańscy cesarze rzymscy. Protestanci często zarzucają katolikom odstępstwo od Biblii, a sami zachowują się tak, jakby jej dobrze nie znali. W każdym razie, ci z nich, którzy bardziej czczą Jezusa niż Boga z pewnością jej nie odczytali.
Co się tyczy mnie, wierzę w historyczność Jezusa lecz nie wierzę w jego autentyczność. Bo który ówczesny świecki kronikarz odnotował na przykład zaćmienie słońca, trzęsienie ziemi i zmartwychwstanie świętych w dniu jego śmierci, ich wędrówkę do Jerozolimy aby ukazać się mieszkańcom tego miasta, który z nich ma coś do powiedzenia na temat wielkich cudów jakich ponoć dokonywał publicznie na oczach tłumów?
O tym, że Jezus jednak istniał, przekonują mnie dwa źródła. Pierwsze z nich to źródło rabiniczne. Czytamy tam: „W przeddzień Paschy powieszono Jezusa Nazarejczyka […], ponieważ praktykował magię, uwiódł Izraela i poprowadził lud na błędne drogi” (Talmud traktat Sanhedrin 43a).
Także Celsus, filozof rzymski i pierwszy krytyk chrześcijaństwa żyjący w II wieku nie zaprzeczał temu, że Jezus istniał, a nawet temu, że czynił cuda, ale podobnie jak ówcześni rabini, uważał je za sztuczki szarlatańskie. Są to jednak dwa ważne źródła które nie sposób zlekceważyć. Bo czy ich autorzy zawracaliby sobie głowę kimś, kto w ogóle nie istniał? Nie sądzę.
Pełny i szczątkowy obraz biblijnego Jezusa
W moich artykułach opieram się na czterech ewangeliach, staram się nie pomijać żadnych ważniejszych szczegółów i epizodów z jego życia, jakie są w nich zawarte. Natomiast fundamentaliści protestanccy selektywnie traktują Biblię i nie znają, a nawet nie chcą znać pełnego obrazu biblijnego Jezusa. Nawet boją się go poznać. Dla nich Jezus zawsze musi być pełen dobroci, cierpliwości i współczucia – uosobieniem miłości i prawdy.
Ale w ewangeliach są miejsca, które wyraźnie przeczą temu, pokazują negatywne cechy jego charakteru, jak np. niecierpliwość, napuszony styl mówienia, skłonność do potępiania przeciwników, itd. W każdym razie, nie można podkreślać jednych cech czyjegoś charakteru, a pomijać inne, nawet gdy w grę wchodzi postać tak ważna jak Jezus, Mahomet, Budda, czy inny przywódca religijny. Takie podejście jest z gruntu błędne i nieuczciwe. To, czy Jezus opisany w ewangeliach jest autentyczny, tożsamy z Jezusem historycznym, tym samym, który żył w Palestynie dwa tysiące lat temu – to pytanie na które historycy nie potrafią do dzisiaj odpowiedzieć. Jest to bowiem postać, która z historycznego punktu widzenia jest bardzo mglista. Dlatego nie mając lepszego wyboru, zmuszeni jesteśmy opierać się tylko na tym co mówią o nim cztery ewangelie. Jest też oczywiście wiele ewangelii apokryficznych, które z różnych powodów zostały odrzucone przez Ojców Kościoła. Jedną z nich jest na przykład, ewangelia Tomasza, która zdaniem historyków i badaczy jest starsza i bardziej wiarygodna od czterech ewangelii kanonicznych. Inne tzw. apokryfy mówią na przykład, że Jezus czynił cuda w dzieciństwie, zabił kolegę a potem wskrzesił go do życia, lepił z gliny ptaki które potem ożywały i odfruwały, a gdy dorósł, miał romans z Marią Magdaleną, itd.. W sieci dostępny jest film pt. „Młody Mesjasz” przedstawiający życie małego Jezusa i jego rodziny. Można go traktować pół żartem pół serio, ale na pewno jest w nim jakaś część prawdy historycznej, podobnie zresztą jak w ewangeliach kanonicznych. W każdym razie, protestanci głoszą jakiegoś własnego Jezusa, w znacznym stopniu wyimaginowanego, niewiele podobnego do tego, jaki opisany jest w czterech ewangeliach.
W związku z tym, zdumiewa mnie fakt, że ateiści potrafią często myśleć bardziej trzeźwo od chrześcijan. Jeden z nich pisze pisze o Jezusie w taki oto sposób:
- „Z nauk Jezusa wyraźnie wynika, że wielkie wydarzenia poprzedzające koniec świata mają nastąpić niebawem, chociaż mówił, że daty nie zna nikt, poza Bogiem”.
- „Nie brak publikacji, w których twierdzi się, że Jezus w ogóle nie istniał. Dużo bardziej prawdopodobne, że był nawiedzonym kaznodzieją, który zdołał zgromadzić grono wiernych. W opowieściach zwolenników i ewangelistów został całkowicie zmitologizowany. Ewangelie zawierają przypuszczalnie łut prawdy, chociaż zatopionej w powodzi fantastycznych opowieści”.
- „Jego działalność musiała mieć jednak dość skromne rozmiary, skoro nie została odnotowana w źródłach historycznych pochodzących bezpośrednio z tamtego okresu„.
- „Nauki moralne Jezusa charakteryzują się krańcową zmiennością nastroju. Wygłasza wielkie słowa o miłości, by za chwilę stawiać siebie w roli kata, który będzie wykonywał okrutne wyroki boże. Sprawia wrażenie, jakby raz ludzi kochał, a za chwilę nienawidził. Osobiście miałbym większe zaufanie do kogoś, kto nie głosi maksymalistycznych zasad moralnych o miłowaniu nieprzyjaciół, nadstawianiu policzka i zwyciężaniu zła dobrem, ale też nie straszy ludzi na każdym kroku piekłem i wiecznymi mękami”.
- „Nie zasługuje na uznanie taka miłość bliźniego i taki moralizator, który grozi strąceniem wszystkich niewierzących w niego w ogień piekielny”.
Jerzy Sędziak, lipiec 2019
© Copyright by Jerzy Sędziak
Uwaga: Artykuł ten jest uzupełnieniem mojego innego artykułu na ten sam temat.