Matka
Wstępna uwaga autora:
Do napisania tego tekstu natchnął mnie sen. Przyśniło mi się, że zmarłem i znalazłem się w Devachan (miejscu zwanym Otchłanią), gdzie spotkałem moją matkę, którą nienawidziłem przez całe moje życie.
Nie byłem w pełni świadomy tego, że umarłem, dopóki nie ujrzałem zbliżającej się do mnie matki. Wtedy dotarło do mnie, że ja też muszę być wśród tych, którzy zwią się umarłymi. Nie miałem czasu przyjrzeć się mojemu nowemu otoczeniu. Wszystko wydawało się tutaj takie naturalne, choć całkiem inne. Od razu uderzył mnie promienny wyraz jej twarzy. Wyglądała bardzo młodo, młodziej niż w czasach mojego dzieciństwa.
– O, Henry! – zawołała. – Jakże się cieszę, że znów cię widzę. Czekałam na ciebie tak długo. Cóż to zatrzymywało ciebie na Ziemi?
Cały potok słów cisnął mi się na usta, ale zdołałem tylko wyjąkać: – Mamo, droga mamo.
Zresztą słowa zdawały się zbędne. Ja ciągle żyłem, lecz w innym sensie. Miałem inną inteligencję i całkiem inną, nową gamę uczuć. Ponadto odczuwałem spokój, pewien stan błogości.
– Gdzie my jesteśmy? – spytałem wreszcie.
Uśmiechnęła się, wzruszyła ramionami i odparła: – Nie wiem. Nikt nigdy nie zadaje tutaj tego pytania. Cieszy nas stan w jakim się znajdujemy, jest nam dobrze, zawsze i wszędzie. Jest to jedna wielka, nieskończona przestrzeń, gdzie nie ma czasu, jedynie okruchy wieczności.
Sposób jej mówienia wydał mi się dziwny. Nigdy tak nie mówiła do mnie kiedyś.
– Synu – mówiła dalej – jest tylko jedna rzecz gorsza od ignorancji. Jest nią głupota. Nie dziwę się, że nie mogłeś znieść mnie za życia na Ziemi. Byłam głupia, strasznie głupia.
Próbowałem oponować, ale ciągnęła dalej. – Widzisz synu, jest to miejsce w którym musimy ciągle uczyć się. W ten sposób przygotowujemy się na reinkarnację. Sami gospodarujemy czasem. Jedni uczą się wolno, drudzy szybko, nawet bardzo szybko, i opuszczają nas tak prędko, że nawet nie mamy okazji poznać ich bliżej…
– Powiedz mi – przerwałem jej wreszcie. – Czy jest tutaj jakaś władza?
– O nie – odparła stanowczo. – Nie ma ku temu potrzeby. Wszyscy jesteśmy zdolni rządzić sobą. Przychodząc tutaj, od razu tracisz wszelkie uczucia nienawiści, uprzedzeń i goryczy. Poza tym, tutaj nie ma narodów. Jest to jeden wielki świat, jedna wielka rodzina.
– Jak więc radzicie sobie tutaj? Kto dostarcza wam pożywienie, kto wykonuje ciężkie prace?
– Tutaj nie ma pracy. Dostajesz wszystko na co masz ochotę. Kiedy chcesz gdzieś pójść, musisz tylko zapragnąć być w tym miejscu, a ono samo przychodzi do ciebie. Czy pamętasz gitarę która wisiała u nas w szafie, na której nikt nigdy nie grał? To była moja gitara, ale zapomniałam nawet jak się na niej gra. Tutaj dostaję gitarę zawsze kiedy mam ochotę pograć sobie. Chwileczkę, zaraz ci pokażę. Po chwili, ku memu zdumieniu, pojawiła się w jej rękach gitara, a ona pięknie grała na niej.
– Grasz jak Segovia! – zawołałem zdziwiony.
– Segovia jest tutaj – odrzekła. – Spotkałam go i udzielil mi paru lekcji gry. Tutaj człowiek szybko uczy się wszystkiego. Najważniejsze jest tylko pragnienie.
Nagle uświadomiłem sobie, że nie widzę tutaj mojego ojca. Zapytałem więc matkę czy nie wie gdzie on się podziewa, na co odparła: – Prawdopodobnie przebywa gdzieś w jakimś odległym zakątku. Nie spotkałam go jeszcze.
– Tęsknisz za nim?
– Nie, synu. Ja nie tęsknię tutaj za nikim i za niczym. Tutaj każdy szybko uczy się być zadowolonym ze wszystkiego. Poza tym, niewykluczone że twój ojciec nadal pije bez umiaru. To nie jest niebo. Zresztą wątpię czy istnieje takie miejsce. – A propos – dodała – nie zapytałam cię jeszcze: czy masz ochotę coś zjeść lub napić się czegoś? Jeśli tak, to możesz dostać to zaraz, na przykład pieczeń Chateaubriand z cebulą i ziemniakami. Zawsze lubiłeś cebulę…
– Nie, dziękuję mamo. Nie chcę niczego. Czuję się jakbym miał wszystko. Nawet powietrze działa tutaj odżywczo, jakby piło się eliksir. Aha, nie widzę tutaj nieba.
– Bo nie ma tutaj nieba – odpowiedziała. – Słyszałam, że to co znajduje się nad nami nazywa się niebem astralnym i że jesteśmy teraz w ciałach astralnych. Ale jest mi obojętne jak je nazywają. Czuję się w nim świetnie.
– Chcesz przez to powiedzieć, że nigdy nie boli cię ząb lub ucho, że nigdy nie dostajesz zatwardzenia lub biegunki?
Potrząsnęła przecząco głową.
– Czy nie chciałabyś pozostać tutaj na zawsze?
Znów potrząsnęła głową. – Nie, synu. Nasze miejsce jest na Ziemi. Musimy stale powracać na nią, aż stanie się ona miejscem odpowiednim do życia. Zwykłym egoizmem byłoby mieszkać beztrosko tutaj, w tym raju i zapomnieć o mieszkańcach Ziemi skazanych na cierpienie.
Słowa matki wzbudzały we mnie coraz większy podziw i zdumienie. Po tak krótkiej rozmowie z nią czułem do niej wielką sympatię, a nawet podziw i szacunek.
Przez dłuższy czas milczeliśmy oboje. Wreszcie odezwałem się pierwszy. – Mamo, jest pewien problem który niepokoi mnie od dawna. Tylko ty możesz pomóc mi go rozwiązać.
– Nie jestem obdarzona wielką mądrością – powiedziała. – Ale pytaj mnie, może będę w stanie ci pomóc.
– Kilka lat temu podczas mojego pobytu w Londynie, kolega zaprosił mnie na spotkanie z pewnym medium. Dziwny to był człowiek, ów medium. Ledwie wszedłem na salę, gdzie miało odbyć się to spotkanie i usiadłem w fotelu, spojrzał na mnie i powiedział: – Twoje książki wywołały wiele niepokoju na świecie, prawda? Nikt nie powiedział mu wcześniej, że jestem pisarzem. Dodał, że moim największym pomocnikiem po tamtej stronie jest mój brat. Mamo, czy ja miałem kiedyś brata? Może zmarł zanim ja się urodziłem?
Matka jakby zawahała się przez chwilę, wreszcie odrzekła: – Synu, ten człowiek miał rację. Urodziłam martwe dziecko, chłopca, zanim ty przyszłeś na świat.
– Zatem możliwe, że on jest tutaj! – zawołałem.
– Niewykluczone. Ale mógł już powrócić na Ziemię.
W tym momencie jakiś człowiek podszedł do mnie, chwycił mnie za ramę i zagaił z przyjaznym uśmiechem: – Ty jesteś Henry Miller, prawda? Przyjrzałem mu się uważniej, ale jakoś nie mogłem go rozpoznać.
– Nie pamiętasz mnie? – zapytał. – To było dawno temu, gdy byłeś jeszcze młody. Poznaliśmy się i załatwiłeś mi pracę w charakterze gońca. Było to wtedy, gdy wyszedłem właśnie z więzienia. Zwolnili mnie warunkowo po dziesięciu latach odsiadki za zastrzelenie żony. Ty wysłuchałeś cierpliwie mojej smutnej opowieści, wpisałeś mnie na listę gońców i dałeś mi 10 dolarów z własnej kieszeni. No, pamiętasz teraz?