Nie jest tajemnicą, że dopiero po upływie jakiegoś czasu od chwili śmierci człowiek uświadamia sobie fakt, że nie żyje. Tak też stało się ze mną. Jak wspomniałem, pojęcie czasu tutaj nie istnieje. Nie widać tutaj żadnego zegara, budynku szkolnego, radia, telewizji lub telefonu. Pięć minut może wydawać się jak jeden rok, a sto lat jak kilka dni. Samochodów i pociągów też tutaj nie ma. Niebo jest całkiem inne, podobne do wód morza i gwiazdy świecą jasno, zarówno dniem jak i nocą. Nie ma też tutaj zwierząt, tylko w górze często krąży wiele barwnych, dźwięcznie śpiewających ptaków. Z ziemi wyrastają różne kwiaty, które błyszczą niczym drogocenne kamienie – rubiny, szafiry i szmaragdy. Kontury obiektów na horyzoncie podwijają się ku górze, co sprawia wrażenie, że wszystko znajduje się wewnątrz jakiegoś ogromnego naleśnika. Uczucie zmęczenia jest tutaj prawie obce, ponieważ to ciało astralne nigdy się nie nuży. Szczególnie godne uwagi jest to, że nikt się tutaj nie spieszy, nic nie jest zbyt ważne lub pilne. Natomiast wszystko wydaje się naturalne, bardzo naturalne. Każdy, kto przychodzi tutaj, od razu zaznaje spokoju i czuje się jak u siebie w domu. Badacze i naukowcy, którzy za życia na Ziemi szukali odpowiedzi na wiele ważnych pytań, lansowali przeróżne teorie, przychodzą tutaj aby odpocząć.
Miałem przeczucie, że matka szykuje się już do powrotu na Ziemię. Zapytałem ją więc w jaki sposób rozpoznamy się kiedy ja też na nią powrócę. Odpowiedziała, że nie ma na to sposobu. Człowiek żyjący na Ziemi miewa tylko przeczucie, wrażenie, że znał kogoś w poprzednim wcieleniu.
Gdy to mówiła, przypomniałem sobie wszystko, co wyczytałem na temat reinkarnacji, karmy i tym podobnych rzeczy. Niemal każdy człowiek którego znałem, twierdził że przeżył raz, dwa lub więcej razy w swoim życiu dziwny, niezwykły „zbieg okoliczności”. Ja też, idąc czasami ulicą w jakimś obcym mieście, uświadamiałem sobie nagle, że już kiedyś nią szedłem, a nawet rozpoznawałem wiele domów na niej. Często zdarzało się też, że spotkawszy kogoś po raz pierwszy, od razu rozpoznawałem tę osobę. Być może, widzieliśmy się ostatnio w Egipcie, Chinach lub Afryce. Mimo licznych teorii propagowanych przez sceptyków, cyników i ateistów, mieszkańcom Ziemi dobrze znane są takie pojęcia jak dusza, nieśmiertelność i życie wieczne. Skoro pojęcie piekła jest znane mieszkańcom Ziemi, zatem istnieje również coś takiego jak „migawki innych rzeczywistości”. Ale czy rzeczywistość nie jest pojęciem co do którego filozofowie i metafizycy mają wciąż podzielone zdania? Jakże często prosty, niewykształcony chłop, lub zwykły głupiec wiedział na ten temat więcej niż ci mędrcy. Choć bardzo chciałem zobaczyć jeszcze moją matkę i znów spotkać Korę, czułem coraz większe pragnienie powrotu na jakąś inną planetę. Chociaż nauczyłem się znosić trudy życia i wychodzić zwycięsko z najcięższych prób, wiedziałem, że Ziemia nie ma mi nic więcej do zaoferowania mi. Jeśli to będzie możliwe, to wybiorę nie tylko inną planetę, lecz i inną galaktykę !
Myśląc o nieobecności takich ludzi jak Maria Corelli i Rider Haggard zacząłem podejrzewać, że oni też obrali jakiś inny, lepszy świat. Modliłem się tylko, abym już nigdy więcej nie musiał być świadkiem przemocy. Świat czysty, wolny od zbrodni, wojen, rewolucji, chorób, ubóstwa, uprzedzeń i goryczy, zdawał się odpowiadać mojej wizji nieba.
– Niech umarli dalej grzebią swoich umarłych – pomyślałem. Nikt z nas nie miał na Ziemi łatwego życia. Nawet bogacze byli nieszczęśliwi, nawet geniusze doznawali wielu cierpień, zły los nie szczędził nawet ludzi dobrych. Zdawało się, że cała planeta jest chora i przeklęta. Un monde maudit! Nic dziwnego, że geniusze byli poetami lub szaleńcami, jak Blake i Rimbaud. Nic dziwnego, że wszystko działo się na opak. Nic dziwnego, że człowiek zaczął badać kosmos, aby znaleźć nowe miejsca do życia dla ginącej ludzkości; ludzkości, która zabiła Ziemię – Matkę, która dała jej życie.
Błąd, jakim była moja nienawiść do matki za życia wydawał mi się teraz zbrodnią. To ja byłem jednym z tych, których nazwałem „zdrajcami rodzaju ludzkiego” w jednej z moich książek. Jedyną ucieczką dla mnie było opuszczenie planety raz na zawsze, znalezienie innego Nieba i Ziemi, innego Boga lub Bogów. Poszukiwanie moich ulubionych autorów wydawało mi się teraz sprawą zupełnie nieważną. Wiedziałem, że nie mogą dać mi pociechy lub mądrych rad i wskazówek. Cała dziedzina literatury wydawała mi się jałowa.
Może matka była już gotowa na odejście stąd, ale ja na pewno nie. Tak wiele muszę jeszcze nauczyć się przed odejściem. Zajmie mi to chyba z tysiąc lat. Tym lepiej – pomyślałem. – Może wszystko zmieni się za ten czas. Może nadejdzie era, gdy nastanie nowe Niebo i nowa Ziemia, wszędzie, we wszystkich galaktykach.
Byłem tak mocno pochłonęty rozmyślaniem o tym wszystkim, że nie zauważyłem nawet, iż matka opuściła mnie. Rozejrzałem się dookoła – ani śladu po niej. Czyżby powróciła już na łono Matki Ziemi? Na myśl o tym ogarnął mnie niewysłowiony smutek. Usiadłem na ziemi i oparłem głowę na dłoniach. Gdy podniosłem oczy, ujrzałem ją w oddali. Zdawało mi się, że już odchodzi. Machała mi ręką na pożegnanie.
Zerwałem się na równe nogi i ze łzami w oczach zawołałem donośnym głosem: – Mamo, kocham cię, kocham cię, czy słyszysz mnie? Lekki uśmiech rozjaśnił jej oblicze, a po chwili już jej nie było.
Byłem sam, i czułem się samotny, bardziej osamotniony aniżeli kiedykolwiek za życia na Ziemi. I będę samotny, chyba przez długie wieki, a może przez całą wieczność.
Tekst pochodzi z wydanej w 1976 roku książki Henryka Millera p.t. „Sextet”.
Przekład: Jerzy Sędziak
© Copyright by Jerzy Sędziak