Uwaga dla osób religijnych
Zanim zaczniesz czytać teksty zamieszczone w tym dziale, dobrze zastanów się. Niektóre treści mogą obrazić twoje uczucia. Odsłaniają one bowiem niewygodne, przykre i bolesne dla chrześcijan fakty. Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie mogę milczeć z obawy by nie obrazić tych, którzy obrażają się na historię.
•••••••••
Zacznę od paru słów o osobie. Nie jestem ateistą. Byłem wychowany w protestanckiej rodzinie, lecz od dawna protestantem nie jestem. Moje poglądy na temat wiary wyłożyłem dość szczegółowo w mojej książce „Zagubione szlaki politeizmu”, której fragmenty opublikowałem w tej witrynie. Staram się zawsze pisać rzeczy zgodne z prawdą naukową i historyczną, choć wiem, jak wiele mitów i iluzji religijnych ona burzy.
W ultrakatolickim kraju jakim jest Polska protestanci należą do mniejszości. Komunistyczny system jaki panował w okresie mojego dzieciństwa i młodości, zwany dla niepoznaki „socjalizmem”, w pewnym stopniu działał korzystnie dla mniejszości wyznaniowych, choć swobody religijne były bardzo ograniczone dla wszystkich ludzi wierzących. Religia była domeną, której nie wolno było reklamować w zakładach pracy, a publiczne imprezy religijne były bardzo ograniczane. Trzeba było otrzymać na nie zezwolenie, jak na ironię, od ateistycznych władz. Kościół katolicki był odsunięty od władzy i ledwie tolerowany przez komunistów. Musiał, że tak powiem, siedzieć cicho. Pod koniec lat 50. XX wieku komuniści usunęli religię ze szkół (a wszystkie były wówczas państwowe), w związku z czym lekcje religii musiały odbywać się tylko przy parafiach. Protestanci nie byli prześladowani przez katolicką większość, choć zdarzały się też i takie przypadki, ale nie mieli też łatwego życia w kraju, gdzie wpływy katolicyzmu i komunizmu na życie społeczne były tak silne.
Obecna, wolna już Polska, nie jest krajem świeckim, lecz klerykalnym, na poły wyznaniowym. Konstytucyjny zapis rozdziału religii od państwa nie jest respektowany. Kościół cieszy się wielkim, ale niezasłużonym autorytetem i miesza się do wielu dziedzin życia. Księża mają przywileje nieosiągalne dla osób świeckich, chyba tylko z wyjątkiem nielicznej grupy biznesmenów i polityków. Czołowi polscy politycy regularnie uczestniczą w mszach i uroczystościach kościelnych. Radio „Maryja” jest polityczną tubą Kościoła katolickiego, a ci, którzy mają odwagę mówić lub pisać o nadużyciach kleru, narażają się na drwiny i pomówienia. Najlepszym środkiem zaradczym na ten problem byłoby utworzenie silnej koalicji na rzecz państwa świeckiego. Taka koalicja już właściwie powstała. Może nie jest jeszcze zbyt silna, ale rośnie i szybko się rozwija.
Poza tym, w sieci www działają katoliccy apologeci (przynajmniej za takich próbują uchodzić), którzy w pseudonaukowy, filozoficzny sposób usiłują zdyskredytować inne ugrupowania i ruchy religijne. Uważają się za szalenie mądrych, lecz nietrudno zauważyć, że ich wywody są w znacznej części mętne, niemądre, wręcz żenujące. Są też witryny, a nawet serwisy promujące agresywny ateizm. Jedni i drudzy starają się obronić lub obalić wiarę w Boga. Popełniają ten sam błąd. Ludzka metodyka w tej dziedzinie jest zawodna. Istnienia lub nieistnienia Boga nie da się udowodnić naukowo.
Poza tym, niepokoi mnie fakt, że mitologia biblijna jest dość powszechnie uważana za historię w dzisiejszym świecie. Wyczytałem ostatnio, że jedna trzecia Amerykanów wierzy, że biblijna teoria stworzenia jest prawdziwa, a 45 procent wierzy w Adama i Ewę. Świadczyłoby to o tym, że społeczeństwo amerykańskie, w swej ogólnej masie, jest infantylne, nie wyrosło z dziecięcego ubranka religii. Joseph Campbell, znany religioznawca i mitolog, powiedział: „Biblia to kompendium różnego rodzaju błędów, jakie popełniono, przekładając formy symboliczne na historyczne. Ogromne kompendium”.
Dlatego staram się, umiejętnie jak mogę, odmitologizowywać świat ludzi nadmiernie zmitologizowanych przez religię. Są nimi głównie fundamentaliści chrześcijańscy, którzy głoszą rzeczy rażąco sprzeczne z prawdą naukową i historyczną, a nawet paradoksalnie z tym, co mówi sama Biblia uważana przez nich za Słowo Boże. Ludzie ci są pożałowania godni a zarazem niebezpieczni, bo ich ekstremizm prowadzi do nietolerancji i wrogości wobec ludzi o odmiennych przekonaniach. Spotkałem w życiu ludzi, których religia zaślepiła w tak dużym stopniu, że popadli w pożałowania godny stan duchowy, który trudno byłoby określić inaczej jak obłędem lub zanikiem zdrowego rozsądku.
Morgan Freeman, autor i narrator filmu „The Story of God” (Historia Boga) twierdzi, że definicji Boga jest mnóstwo. Powiedział: „Słowo Bóg oznacza tak wiele różnych rzeczy dla tak wielu ludzi„. Najlepsze jest zatem stanowisko pośrednie, założenie, że istnieje wielu różnych bogów. Innych bogów należy przynajmniej tolerować, jeśli się ich nie zna, a nie zwalczać, jak to czynią różnej maści desperaci. W każdej większej religii są ziarna prawdy, dlatego nie należy wydawać pochopnych sądów o czymś, o czym ma się mgliste pojęcie. Wyczytałem kiedyś w pewnym źródle, którego nie mogę sobie teraz przypomnieć, że religia niepokoi nas tylko w dwóch przypadkach – gdy jest stale obecna w naszym życiu – w domu, szkole, miejscu pracy, lub gdy jest całkowicie wyeliminowana. Ma więc pozytywne i negatywne wpływy.
Wielu Polaków nie zna innych światopoglądów i religii nawet w podstawowym stopniu. Właśnie ta niewiedza jest głównym powodem ich niechęci do innowierców, ateistów lub strachu przed odmiennością. Wiedząc o tym, staram się zapoznać moich rodaków z wierzeniami niektórych, obcych im kultur, jak buddystów, Indian i paru innych.
Co się tyczy fundamentalistów i ortodoksów dodam, że są to ludzie święcie przekonani, że ich religia jest jedynie słuszna i prawdziwa. Mają zwyczaj potępiać tych, którzy wierzą inaczej. Rzeczy, które są im duchowo obce lub których po prostu nie rozumieją, uważają nawet za dzieło szatana. To są właśnie ci, których już starożytni Rzymianie nazywali „wrogami rodzaju ludzkiego”. Najlepszą bronią przeciwko takim ludziom, a jest ich niemało we współczesnym świecie, jest propagowanie pluralizmu światopoglądowego. I w tym głównie celu stworzyłem moją witrynę.
Zauważyłem zresztą, że naukowcy z prawdziwego zdarzenia wyrzucili za okno sentymenty i animozje do religii. Piszą z chłodną naukową logiką, a do religii odnoszą się tylko wtedy, gdy jest to konieczne. Jednak ich argumentacje budzą zdrowe refleksje, najbardziej pomagają wyrzec się przesądów.
Ludzie odwiedzający moją witrynę pytają mnie czasami, w co ja właściwie wierzę? Otóż nie mam sprecyzowanej doktryny wiary, jednolitej koncepcji boga. Uważam, że nie jest najważniesze to, w co wierzysz, lecz to, kim jesteś, jakich wartości ścigasz w życiu. Dlatego staram się postępować etycznie, nie krzywdzić nikogo i pomagać innym. Wierzę w moc sprawczą, siłę wyższą, która pomaga nam w życiu, bo sam doświadczyłem tego wiele razy. I oczywiście wierzę w reinkarnację. Człowiek przychodzi na ten świat już z pewną moralnością nabytą prawdopodobnie w poprzednim wcieleniu i odchodzi z niego z moralnością nabytą także w tym wcieleniu. Zgadzam się z Dolores Cannon, hipnoterapeutką, że „ciało nie ma duszy, dusza ma ciało. Ona może istnieć poza ciałem, ciało jest tylko tymczasowym jej ubraniem”. Po śmierci każda dusza wraca tam skąd przyszła. Jeśli nie osiągnęła wyższego stopnia rozwoju i oświecenia za życia w tym ciele, to jej wina. Nasuwa się więc pytanie – co będzie z nią dalej? Trudno powiedzieć, ale na pewno nie pójdzie do nieba. Będzie musiała pozostać w tej samej klasie na następne życie, jak drugoroczny uczeń, albo spadnie o parę klas niżej. Natomiast dusza która rozwinęła się tutaj w tym życiu na tym świecie, pójdzie do lepszego świata. Czy od razu? Tego też nie wiem. Ale na pewno czeka ją lepszy los. Krótko mówiąc, jakość naszego życia ma wpływ na nasz los i przeznaczenie w przyszłym świecie. Religia może być w tej dziedzinie pomocna lub wręcz szkodliwa. Z tego powodu nie uważam jej za zbyt ważny czynnik.
Uważam jednak, iż warto jest poszukiwać prawdy. Nawet znany naukowiec Stephen Hawking, człowiek niewierzący, powiedział, że „jeśli nie bada się, nie poszukuje, to jaki jest sens życia?” Wiedzieli o tym również starożytni filozofowie, którzy mówili wiele mądrych rzeczy, ale nie przestawali badać i poszukiwać.
Wiem też coś o tym z własnego doświadczenia. Po napisaniu książki „Zagubione szlaki politeizmu” miałem snowidzenie tak silne, jakby działo się to na jawie. Widziałem wielką, piękną otwartą księgę oświetloną przez słońce na tle czystego, błękitnego nieba, a pod nią wielki, piękny bukiet kwiatów. Gdy obudziłem się, byłem rozczarowany tym co dzieje się wokół mnie, bo tamten świat był znacznie piękniejszy. Stąd wiem, że rzeczywistość jaka otacza mnie, nie jest prawdziwą rzeczywistością, że istnieje inny świat, inna rzeczywistość, lepsza od tej naszej ziemskiej. Marzę o tym, aby znaleźć się w nim po zejściu z tej Ziemi.