Odkłamywanie pierwotnej ewangelii
Mało który chrześcijanin, zwłaszcza nieoczytany, wie o tym, że takie przekłamanie faktycznie nastąpiło i że współczesna kopia jest już niepodobna do oryginału. Dzieje się tak dlatego, że w świecie krąży ogromna ilość publikacji przedstawiających rodowód chrześcijaństwa w sposób niezgodny z prawdą historyczną, czyli zmitologizowany, oparty na tradycyjnym „Pawłowym” modelu chrześcijaństwa. Poza tym, trudno jest polemizować z ludźmi emocjonalnie nastawionymi do Biblii i Jezusa, czyli odmitologizowywać świat ludzi zmitologizowanych przez religię.
Z drugiej strony trudno dziwić się temu. Jeśli na przykład historia polskiego ruchu „Solidarność” została przekłamana na naszych oczach w ciągu zaledwie kilku lat w okresie istnienia radia i telewizji, głównie przez różnych zachodnich „specjalistów od reklamy”, to o wiele łatwiej było przekłamać historię wydarzeń, jakie miały miejsce w starożytnej, niespokojnej Palestynie, gdzie często wybuchały bunty miejscowej ludności przeciwko rzymskiej władzy okupacyjnej, a przepływ informacji o tym co się tam działo był znacznie wolniejszy niż dzisiaj. Wielu działaczy „Solidarności” którzy stali na czele strajków w sierpniu 1980 roku mówi nam dzisiaj, że „Solidarność” została zmitologizowana, że nieodpowiednich ludzi wywodzących się z marginesu tego ruchu wyniesiono do rangi bohaterów, zaś wielu tych, którzy naprawdę się poświęcali i narażali w walce o wolność, czyli prawdziwych bohaterów, uznano za ekstremę, zepchnięto na margines i że ruch ten już od dawna nie jest tym, czym miał być pierwotnie. Ci, którzy przeżyli w Polsce okres narodzin „Solidarności” i stan wojenny, jak na przykład ja, byli często zdumieni, wręcz zszokowani tym, co mówili na temat tego ruchu i o Wałęsie ci, którzy tych wydarzeń nie oglądali z bliska, tylko znali je z mediów, zwłaszcza starsza generacja imigrantów. Różnice pomiędzy „Solidarnością” zmitologizowaną a „Solidarnością” autentyczną dobrze wykazał na łamach naszej polonijnej prasy Włodzimierz Suleja w artykule „Rewolucja Solidarności – mit czy rzeczywistość?”
Ale wróćmy do tematu. Spoglądając na współczesne chrześcijaństwo z punktu widzenia świeckiego badacza jego rodowodu, najbardziej dziwi mnie to, że wielu chrześcijan ma bardzo mętne pojęcie, lub w ogóle nie wie, co to są Zwoje znad Morza Martwego. Odkrycie ich było swego czasu wydarzeniem nie mniej sensacyjnym niż, na przykład, lot Gagarina w kosmos. Kto nie zna treści Zwojów znad Morza Martwego, których znaczna część została już opublikowana w wielu językach, również polskim, ten słabo zna rodowód chrześcijaństwa. Analiza porównawcza tekstów nowotestamentowych, zwłaszcza ewangelii synoptycznych, ze Zwojami znad Morza Martwego wykazała bowiem uderzające podobieństwa pomiędzy nimi.
Historia esseńczykow – ascetycznej gminy żydowskiej – mieszkającej w I wieku na odludziu, w miejscowości Qumran, nad brzegiem Morza Martwego, ma ścisłe powiązania z historią chrześcijaństwa, a nawet z samym Jezusem. Jego nauki, przynajmniej pewna ich część, zdają się być wyniesione bezpośrednio ze szkoły esseńskiej, założonej co najmniej 150 lat przed jego narodzinami. Im właśnie, to jest esseńczykom przypisuje się, dość powszechnie, autorstwo znalezionych zwojów. Pisałem o tym obszerniej w artykule “Największe odkrycie archeologiczne XX wieku.”
Arcyważnym faktem są judaistyczne korzenie chrześcijaństwa. Chodzi o to, że apostołom i uczniom Jezusa, a także wielu ich naśladowcom, żyjącym w I wieku n.e., nigdy by nie przyszło do głowy, iż chrześcijaństwo może istnieć jako dziecko, które wyparło się swojego ojca, lub starszego brata (tak nazywają judaizm niektórzy eksperci). Musimy zatem zgodzić się z tym, że chrześcijaństwo jest dzieckiem judaizmu i nigdy nie zdoła się tego wyprzeć. Kto nie zrozumie tego, ten już niczego nie zrozumie. Bowiem właśnie Qumran i Jerozolima są kolebką chrześcijaństwa, a nie Rzym.
A jednak dziecko przyjęło dość wrogą postawę wobec swojego starszego brata. Walnie przyczynił się do tego Paweł, Żyd z Tarsu, który pozbawił Jezusa, nie tyle żydowskich, co ziemskich, człowieczych cech. Uczynił z niego mistycznego, niebiańskiego Chrystusa, którego ziemskie życie nie ma praktycznie żadnego znaczenia z wyjątkiem jego śmierci i zmartwychwstania. Sam zresztą przyznaje się do tego. Pisze: „Jeśli znaliśmy Chrystusa według ciała, teraz już nie znamy” (2 Kor. 5, 16). Właśnie on, a nie Jezus, uważany jest dość powszechnie, zwłaszcza przez Żydów, słusznie moim zdaniem, za prawdziwego założyciela chrześcijaństwa. Dopiero na drugim soborze watykańskim (1962-65), zwanym Vaticanum II, zwołanym przez papieża Jana XXIII, niektórzy jego uczestnicy zwrócili uwagę na ten historyczny błąd jakim było oderwanie chrześcijaństwa od pierwotnych, judaistycznych korzeni. Ale i tak nic praktycznie nie zrobiono dotąd, aby do nich powrócić.
Największą odpowiedzialność za oderwanie chrześcijaństwa od judaizmu i nadania mu nieżydowskiego kształtu i charakteru ponoszą dwaj pogańscy cesarze rzymscy, przywódcy katolickich soborów – Konstantyn i Teodozjusz. W sprawowaniu władzy gorliwie przestrzegali zasad politycznych i kościelnych, lecz zapomnieli zupełnie o najprostszych zasadach etyczno-moralnych. Obaj przewodniczyli soborom – Konstantyn soborowi nicejskiemu (rok 325), na którym zrównano Jezusa z Bogiem, a Teodozjusz konstantynopolitańskiemu (rok 381) na którym przyjęto obowiazujący do dzisiaj dogmat Trójcy Świętej w jego ostatecznej formie.
Pojęcie Trójcy od początku budziło wstręt i zgorszenie Żydów, ponieważ zaprzeczało monoteizmowi ich religii. Uwierzyć w Trójcę oznaczało dla niejednego Żyda praktycznie to samo, co wyrzec się swojej wiary i przestać być Żydem. Kamieniem węgielnym żydowskiej religii były bowiem słowa Mojżesza: „Słuchaj Izraelu, Pan Bóg Twój jest j e d e n”. Jeśli nie od zarania swoich dziejów to przynajmniej od ładnych paru wieków Żydzi znali tylko Jahwe, miłosiernego, a zarazem zawistnego, mściwego boga, który z nikim nie dzieli swojego tronu i domaga się od nich, swojego wybranego narodu, posłuszeństwa jego Prawu. Dogmat Trójcy spowodował więc ostateczny rozbrat obu religii, to jest chrześcijaństwa i judaizmu.
A czy Jezus lub jego uczniowie mówili o Trójcy? Oczywiście nie, byli typowymi żydowskimi monoteistami. Zresztą pojęcie Trójcy nie istniało w owym czasie, nikomu nawet nie przychodziło do głowy. Opierając się na tym co wiemy, można spróbować odpowiedzieć na następujące pytanie: Czy Jezus zainteresowany był ewangelizacją świata aż do krańców ziemi, (jak misjonarze późniejszych wieków), i czy zamierzał w związku z tym odstąpić od Prawa mojżeszowego, to jest religii w której był wychowany? Jest pewien epizod w ewangelii, który temu mocno przeczy. Pewna kobieta kananejska przyszła do niego z prośbą o uzdrowienie jej córki. Ponieważ nie była Żydówką, Jezus odpowiedział jej: „Niedobrze jest brać chleb dzieciom, a rzucać psom” (Mat. 15,26). Przyznać trzeba że jest to dość okrutna odpowiedź, zwłaszcza że adresowana do kogoś, kto prosi o zmiłowanie? Czy Jezus naprawdę zachował się w taki sposób, czy nie, to druga sprawa. Ale jest to tylko jeden z przykładów, że Żyd-Jezus zainteresowany był za życia narodem żydowskim, a nie światem, i że nieprzypadkowo wybrał na uczniów samych Żydów. W rozmowie z Samarytanką przy studni Jakuba (Ew. Jana 4, 14) również powiedział, że „zbawienie jest z Żydów”. Chociaż głosił, że „ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w zakonie” (Mat 5,17-19), próbował ten zakon reformować, zmienić niektóre jego ważne ustawy, ku zgorszeniu Żydów, podobnie jak Marcin Luter reformował później katolicyzm, ku zgorszeniu ówczesnego kleru i papieża. W każdym razie, jedno jest pewne – Jezus nigdy nie wyparł się swojego pochodzenia i Zakonu Mojżeszowego. Świadczy o tym fakt, że pierwotni chrześcijanie zbierali się w synagogach i uważani byli za jedną z żydowskich sekt.
Ale zanim wymarło pokolenie współczesne Jezusowi, pojawił się wspomniany Paweł, samozwańczy apostoł narodów i zaczął głosić: „Okazała się łaska Boża, zbawienna wszystkim ludziom” (Tyt. 2,11) i niezależna od Zakonu Mojżeszowego. Co gorsza, głosi on, że są pewni „wielcy apostołowie” (Piotr, Jakub i Jan), znacznie mniej pracowici niż on, którzy głoszą innego niż on Jezusa, i apeluje do swoich adresatów, aby nie szli za ich głosem. W Nowym Testamencie jest jeden ustęp mówiący o tym, że pomiędzy apostołami Pawłem i Piotrem istniała braterska zgoda i miłość (2 Piotra 3,15), ale kilka innych wyraźnie temu przeczy (n.p. cały list do Galacjan lub 2 Kor.11, 5). Znów nie wiadomo w co wierzyć, a w co nie wierzyć. Więcej jednak wskazuje na to, że takiej zgody i jedności między nimi nie było i że Paweł nie był skłonny uznać wyższości Piotra, jego „papieskiego” autorytetu. Nie ulega wątpliwości, że głównym tego powodem był stosunek do Zakonu Mojżeszowego. Paweł widzi przepaść pomiędzy nim a innymi apostołami. W związku z tym stara się uwiarygodnić w ich oczach i w oczach ich zborów. Czyni duże ustępstwa, goli głowę i przechodzi oczyszczenia rytualne zgodnie z przepisami zakonu. Ale nie trwa to długo. Wkrótce znów zmienia kurs, znów zajadle atakuje zakon, jak na przykład w liście do Galacjan, znów ucieka w grecki świat i kulturę i głosi Grekom, nie Jezusa-Żyda z Nazaretu (bo cóż taki Jezus mógł Greków obchodzić?), lecz Chrystusa, który podobnie jak bogowie ich religii, przyszedł z nieba, czynił za życia cuda, umarł, ale zmartwychwstał jako nieśmiertelny triumfator i wstąpił do nieba. Widzimy więc, że jeśli chodzi o mitologizowanie Jezusa, a tym samym chrześcijaństwa, Paweł był niezrównany.
A dlaczego tym innym apostołom tak bardzo zależało na nawróceniu Żydów na wiarę Jezusa? Odpowiedź jest prosta – znali go osobiście i wiedzieli jak bardzo żydowski charakter miała jego postać i styl nauczania. Wiedzieli, że oderwać chrześcijaństwo od judaizmu oznacza praktycznie to samo, co oderwać je od prawdziwego Jezusa. Na coś takiego mógł pozwolić sobie tylko Paweł, który Jezusa nigdy osobiście nie znał. Jego mistyczne przeżycie spotkania Jezusa w drodze do Damaszku opisane jest w Dziejach Apostolskich trzykrotnie, każdorazowo inaczej, w sposób niezgodny co do szczegółów, co podważa wiarygodność tych podań. Prawdopodobnie nie był Paweł świadom tego, że postępując w ten sposób, zakłada nową religię.
Dopóki sprawa Zwojów znad Morza Martwego będzie nadal przez kościoły chrześcijańskie bagatelizowana lub źle interpretowana, to pierwsza ewangelia – ta głoszona przez apostołów Piotra, Jakuba (brata Jezusa) Jana, oraz wielu innych uczniów, bezpośrednich naśladowców Jezusa – nigdy nie zostanie odkłamana.
Jerzy Sędziak, 2001
© Copyright by Jerzy Sędziak
Polecam lekturę tych tekstów:
Oraz film: