Smutne losy wielkich celebrytów
Po napisaniu artykułu „Beatlesi – historia megaoszustwa”, nasunęły mi się pewne refleksje. Chodzi o to, że postać Lecha Wałęsy jakoś dziwnie kojarzy mi się z nimi, tj. Beatlesami. Zarówno oni jak i on stali się postaciami legendarnymi, popularnymi w świecie. Nazwisko „Wałęsa” jest dobrze znane w świecie i kojarzy się wielu ludziom z powstaniem Solidarności w Polsce – ruchem, który zapoczątkował proces upadku komunizmu.
Po przyjeździe do Kanady w 1987 roku zacząłem poznawać ten kraj i siłą rzeczy zawierać pierwsze kontakty i znajomości z Kanadyjczykami. Gdy mówiłem, że jestem Polakiem, wielu z nich słysząc słowo „Poland”, od razu mówiło: „Oh, Lek Valensa”. Ale gdybym tych samych ludzi zapytał jaka jest stolica Polski lub gdzie ten kraj położony jest na mapie, wielu z nich nie potrafiłoby odpowiedzieć.
Imiona legendarnej czwórki z Liverpoolu też są dobrze znane i nie muszę wyjaśniać dlaczego. (Tyle że każdy Kanadyjczyk dobrze wie jaka jest stolica Anglii i gdzie ten kraj jest na mapie).
John Lennon, Paul McCartney, George Harrison i Ringo Starr (właściwie Richard Starkey) i Lech Wałęsa są to, jak wspomniałem, legendy, lub jak kto woli „international celebrities”. Ale czy prawdziwe? Czy zasługują na wielki podziw i uznanie?
Beatlesi byli muzykami a Wałęsa był przywódcą ruchu solidarnościowego, reprezentowali więc dwie zupełnie różne dziedziny. Oni byli legendarnymi postaciami w muzyce, zaś on, zdaniem wielu zagranicznych obserwatorów – legendarnym działaczem politycznym. Słysząc takie porównanie ktoś może wzruszyć ramionami i powiedzieć – co ma piernik do wiatraka? Jednak zarówno pomiędzy Beatlesami a Wałęsą zauważam wiele wspólnych ogniw, koleje losu tych ludzi są podobne.
Losy członków tego zespołu dość dokładnie opisałem w moim na wstępie artykule, a sylwetka Wałęsy też jest już dość dobrze znana wszystkim Polakom. No właśnie, wszystkim Polakom, ale niewielu ludziom w innych krajach. Może nawet słyszeli coś złego o Wałęsie, ale nie wzięli tego na serio. Chodzi o to, że mitów i legend raz wpojonych światu, nie da się tak łatwo obalić, zwłaszcza gdy powielają je królowie i prezydenci – wielcy tego świata. Wałęsa wie o tym i do dzisiaj czuje się pewny siebie, z maniackim uporem zaprzecza wszelkim oskarżeniom adresowanym do niego. Z tego samego powodu czuje się pewny siebie Billy Shepherd, fałszywy ex-Beatles. Niejeden Kanadyjczyk, słysząc dzisiaj o jakie rzeczy Wałęsa jest oskarżany przez wielu swoich rodaków w swoim kraju, zrobiłby wielkie oczy ze zdziwienia.
Teraz wiemy, że ów słynny przywódca wielkiego ruchu Solidarność, podobnie jak ci czterej słynni rockmeni, trzymani byli przez wiele lat na krótkiej smyczy przez służby polityczne, kontrwywiady, swoich krajów. Mieli przez to bardzo ograniczone swobody osobiste i pola manewru. Ostatnio dowiadujemy się np. że Wałęsa już jako prezydent otrzymał od Czesława Kiszczaka list, w którym ów szef bezpieki szantażował go; wyraźnie sugerował, że jeśli zaszkodzi mu w jakikolwiek sposób, to on wykorzysta „kwity” na niego, a ściśle donosy „Bolka”, które trzyma w swojej domowej szafie. A ile innych podobnych listów lub ustnych ostrzeżeń otrzymał Wałęsa od niego? Nie wiemy. W każdym razie, „kwity” te były polisą ubezpieczeniową Kiszczaka na wypadek ewentualnych represji, w postaci procesów i wyroków sądowych, zwłaszcza za wprowadzenie stanu wojennego i spowodowanie masakry górników w kopalni „Wujek”. Proces sądowy Kiszczaka oczywiście odbył się, ale wyrok jaki otrzymał był śmiesznie niski, coś około 2 lata w zawieszeniu. Ale jak wiemy, nawet włos mu z głowy nie spadł do końca życia. Taki wyrok mógłby otrzymać, na przykład chuligan za pobicie człowieka, lub kierowca za potrącenie przechodnia na pasach. No cóż, w taki właśnie sposób działały sądy lustracyjne w tym kraju po upadku komuny. Przypomina mi to obyczaje panujące w wojsku. Czasami kapral mówi do świeżo zwerbowanego rekruta: „Jak będziesz dla mnie dobry, wtedy ja też będę dla ciebie dobry”. W taki mniej więcej sposób traktował generał Kiszczak kaprala Wałesę w okresie jego prezydentury – jak swojego podwładnego.
Wałęsa do dzisiaj wypiera się swojej agenturalnej przeszłości, miota się i wyzywa swoich oskarżycieli. Żaden sąd nie chce zająć się jego sprawą na poważnie, tym bardziej ukarać go za kłamstwa lustracyjne. Media przyjęły wobec niego jednoznaczną politykę – trzeba reklamować go na zewnątrz kraju, niech nadal będzie „wizytówką” Polski, a pozwolić gnębić go wewnątrz. Wydaje się, że on nie przejrzał tej gry do tej pory. Imię Bolek, które niegdyś było jego esbecką ksywą, przylgnęło do niego na dobre. Już wiele razy był obrzucony tym przezwiskiem w miejscach publicznych. Lepiej by zrobił gdyby wyjechał z Polski na stałe, bo w tym kraju nigdy już nie będzie miał spokoju. Tak zrobiłby na jego miejscu niejeden człowiek dbający o swój honor. Ale wydaje się że on nie jest człowiekiem honoru.
Trzej Beatlesi – John, George i Ringo stali się multimilionerami w sposób uczciwy już we wczesnym stadium swojej kariery; potem zaś, gdy weszli w złe układy z możnymi i wpływowymi ludźmi tego świata, zmuszeni byli kombinować i żyć w kłamstwie. Majątek Billy’ego Shepherda, fałszywego Paula McCartneya, największego oszusta z tej czwórki, szacuje się już na grubo ponad miliard dolarów. Jest to obecnie jeden z najbogatszych muzyków świata.
A Wałęsa? Trudno oszacować jego majątek.[1] Wiemy, że otrzymał 300 tysięcy dolarów od komisji helsińskiej, która przyznała mu pokojową nagrodę Nobla, a ile pieniędzy otrzymał później w okresie swojej prezydentury z wielu innych źródeł i ile zarabia teraz na zagranicznych wykładach, trudno dociec. W każdym razie jest to dzisiaj człowiek bardzo majętny.[2]
Jak widzimy, wszystkie wymienione tutaj przeze mnie postaci są raczej pożałowania godne, choć niejeden z nas mógłby tylko pomarzyć sobie o wejściu w posiadanie takiego majątku.
Na koniec zadam Czytelnikowi retoryczne pytanie: czy wolałbyś żyć skromnie, wiązać tylko koniec z końcem, ale być człowiekiem wolnym duchowo, wolnym od układów i układzików, czy wolałbyś żyć w luksusach, ale dręczony ciągłą obawą – co będzie jeśli moje kłamstwa wyjdą na jaw? Innymi słowy, co wolałbyś – sławę i pieniądze za cenę oszustwa, czy skromne życie i święty spokój? Ja osobiście wolałbym to drugie.
Albert Einstein powiedział: „Ciche i skromne życie przynosi więcej radości, niż dążenie do sukcesu związanego z ciągłym niepokojem„.
Jerzy Sędziak, grudzień 2018
© Copyright by Jerzy Sędziak