Świat i królestwo Jezusa z Nazaretu
Całe nauczanie Jezusa i jego uczniów ogniskowało się na Królestwie Bożym. Dlaczego to było dla niego tak ważne? A w ogóle o jakie dokładnie królestwo walczył on wytrwale ze swoimi uczniami przez całe swoje krótkie życie?
Ponieważ ewangelie podają pół- i ćwierćprawdy na jego temat, musimy więc znów zajrzeć do Zwojów Morza Martwego w celu znalezienia odpowiedzi na te pytania.
Przede wszystkim należy wiedzieć, że idea królestwa Bożego była bardzo popularna w I wieku wśród żydów palestyńskich. Był to okres powszechnych oczekiwań na spełnienie się proroctw biblijnych o odbudowie królestwa Izraela. żydzi wierzyli, że przywrócona mu zostanie świetność, co najmniej ta z czasów ich królów – Dawida i Salomona. Do królestwa tego miał wprowadzić ich, jako naród wybrany, posłany przez Boga król, zwany również mesjaszem, chociaż słowo „mesjasz” miało wówczas znaczenie inne niż obecnie. Jezus ze swoim uczniami nie stanowili w tej dziedzinie żadnego wyjątku. Źródła podają, że w pierwszych dwóch wiekach naszej ery podobnych grup mesjanistycznych było w Palestynie znacznie więcej i że oprócz Jezusa było co najmniej kilku innych mesjaszy, lub ludzi uważających się za nich, na których żydzi liczyli iż wyzwolą ich spod tyranii Rzymu. Jednym z nich był, na przykład, Szymon Bar Kochba, przywódca drugiego powstania żydowskiego (lata 132-35), które wprawdzie przyniosło im wolność lecz tylko na krótki okres czasu. O to samo królestwo walczyli esseńczycy i inne grupy mesjanistyczne w Izraelu, a nie o zbawienie świata. Jako orędownik takiej idei Jezus udowodnił, że jest typowym żydem. Do takiego królestwa przygotowywał on swoich uczniow, a nie do budowy kościoła, na co wskazują jego wypowiedzi zawarte w czterech ewangeliach. Czytamy w nich, na przykład, że uczniowie sprzeczali się między sobą o stanowiska jakie zajmą u boku Jezusa-króla w tymże królestwie. Wynikałoby z tego, że Jezus mówił o tym wyraźnie i w sposób jednoznaczny, a oni brali jego wypowiedzi na serio.
Powtórzę więc – Jezus walczył o królestwo które przepowiadali starotestamentowi prorocy, królestwo uwieńczone chwałą odbudowanego politycznie i duchowo Izraela i panowanie Boga w Jerozolimie poprzez jego wybrany naród Izrael, a nie przez pogan w Rzymie. Z tym podstawowym założeniem możemy przejść do dalszych rozważań.
Pewną ciekawość budzi sylwetka Judasza i rola jaką odegrał on w tym ewangelicznym dramacie. Wydaje się, że podsłuchał coś, co Jezus mówił na ten temat i doniósł to kapłanom sprzymierzonym z Rzymianami, a ci usłyszawszy to, wiedzieli co mają robić dalej. Gdyby Jezus był spokojnym wędrownym, apolitycznym kaznodzieją, który przez całe życie czynił tylko ludziom dobrze – jak starają się przekonać autorzy ewangelii – to jaki sens miałaby zdrada Judasza? Do dnia dzisiejszego ludzie mówią o Judaszu-zdrajcy, choć nie bardzo wiedzą i zastanawiają się nad tym, na czym ta jego zdrada mogła polegać, i dlaczego musiał identyfikować pocałunkiem człowieka dość powszechnie znanego w Jerozolimie. Wydaję się, że dlatego, iż w Ogrodzie Getsemane, gdzie aresztowanie miało miejsce, Jezus i jego uczniowie byli przebrani, ucharakteryzowani w jakiś sposób, aby wrogowie nie mogli ich rozpoznać. Tak mogli zachowywać się tylko działacze polityczni. To, że Rzymianie traktowali Jezusa po aresztowaniu jak kryminalistę, też o czymś świadczy. Dopiero gdy weźmiemy pod uwagę polityczne podłoże działalności Jezusa i jego uczniów, ostatnie wydarzenia opisane w ewangeliach nabierają pewnego sensu, choć do końca nie znamy szczegółów tej sprawy.
Oczywiście walka o takie królestwo była niebezpieczna w owych czasach, nie można było o tym mówić publicznie ze względu na rzymskich okupantów. Jednak mimo tego, że Jezus przepłacił tę walkę życiem, a sprawa o którą walczył zakończyła się klęską, wiara w niego nie wygasła wśród jego uczniów. Chrześcijaństwo jako religia zrodziło się na gruncie nadziei na jego bliskie powtórne przyjście w chwale. Tak przynajmniej wierzyli pierwotni chrześcijanie, którzy mieli przekaz z pierwszej ręki, to jest od apostołów. Z pewnością nie miało to nastąpić w jakiejś bardzo odległej, niesprecyzowanej przyszłości, jak próbują nam wmówić teolodzy. W liście Pawła do Tesaloniczan czytamy: „my, którzy pozostaniemy przy życiu aż do przyjścia Pana, nie wyprzedzimy tych którzy zasnęli… Pocieszajcie się nawzajem tymi słowy” (I Tes. 4, 15). I pocieszali się pierwotni chrześcijanie tą złudną nadzieją. A należy podkreślić z całym naciskiem, że bliskie powtórne przyjście Jezusa-Mesjasza nie było jakąś sprawą uboczną, lecz mającą fundamentalne znaczenie dla pierwotnych chrześcijan. Ponieważ nadzieja ta nie spełniła się, zatem chrześcijaństwo powinno było umrzeć śmiercią naturalną w drugim, najpóźniej trzecim wieku. Ale właśnie wtedy, gdy chrześcijanstwo powinno było, logicznie rzecz biorąc, zniknąć na zawsze, kapłani zaczęli budować scentralizowany kościół. Trzeba było więc wytłumaczyć jakoś chrześcijanom dlaczego Jezus nie wraca tak długo, i co się stało z królestwem o które walczył z uczniami za życia. Kapłani wymyślili więc abstrakcyjne królestwo Boże w postaci kościoła który założyli i Ducha świętego obecnego w nim. Bardzo pomogły im w tym pełne upiększeń listy Pawła który propagował za życia własną wersję Chrystusa w grecko-rzymskim świecie i nie troszczył się o Jezusa-żyda z Nazaretu. To on właśnie przesunął środek ciężkości nauk Jezusa – ideę głoszonego przezeń królestwa Bożego zmienił w ideę odkupienia przez jego męczeńską śmierć na krzyżu za grzechy świata. Oczywiście idea takiej ofiary i takiego kościoła była obca Jezusowi-Żydowi palestyńskiemu.
Ale dzięki Bogu za Zwoje Morza Martwego bo właśnie dzięki nim wyszła na jaw pierwotna idea królestwa Bożego, żydowski charakter Jezusa i wypaczenie jego nauk. Niech więc naiwni nadal słuchają w kościele nauk o Jezusie-odkupicielu i założycielu chrześcijaństwa, ale ja to między bajki włożę. Chrześcijaństwo jakie istnieje dzisiaj to dzieło kapłanów, a nie Jezusa i jego uczniów. Kapłani zbudowali dla siebie królestwo w Rzymie, ale królestwo niezgodne z tym o które walczył Jezus i pierwsi apostołowie. Dość mglista, z historycznego punktu widzenia postać człowieka z Nazaretu, posłużyła im za podstawę do założenia własnej religii. W każdym razie, Jezus nie mógł powiedzieć po zakończeniu swojej ziemskiej misji: „Idźcie nawracajcie na wiarę we mnie cały świat” skoro za życia głosił co innego. Jest niemal pewne, że to jakiś fałszerz dopisał te słowa w pośpiechu na końcu ewangelii, aby usprawiedliwić powstanie kościoła.
Nieznający źródeł i wpatrzeni w obraz królestwa jaki malują im kapłani, współcześni chrześcijanie nie wiedzą na ogół, i często nawet nie chcą wiedzieć o tym, że są wyznawcami zupełnie innej religii niż pierwotni chrześcijanie, którzy zbierali się w synagogach i nigdy nie słyszeli o Trójcy, Matce Kościoła, czyśću i wielu innych rzeczach. Zasługą kapłanów biegłych w sztuce szerzenia mitów jest również to, że sprawy które były kluczowe dla pierwotnych chrześcijan są dla chrześcijan współczesnych sprawami marginalnymi.
Niejeden współczesny człowiek, po zapoznaniu sie z faktami historycznymi często staje przed dylematem, czyli jakby na rozdrożu. Z jednej strony widzi tych którzy uczą: „Poza Kościołem nie ma zbawienia”, z drugiej zaś skromnego Żyda wołającego „Strzeżcie się tych którzy chodzą w długich szatach i lubią być pozdrawiani na rynkach”.
Był czas, gdy mówiono nam „Każdy współczesny człowiek musi zdecydować co powinien zrobić z Chrystusem”. Uważam że pytanie to należałoby skierować do współczesnych chrześcijan, tyle że w zmienionej nieco formie. Powinno brzmieć tak: „Co powinniście zrobić z Chrystusem w związku z najnowszymi odkryciami archeologicznymi?”.
Jerzy Sędziak, 1999
© Copyright by Jerzy Sędziak