Zwoje z Qumran i akademicki skandal stulecia
Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że największemu odkryciu archeologicznemu minionego stulecia towarzyszył akademicki skandal stulecia. Dzisiaj już wiadomo, że Zwoje Morza Martwego (ZMM) dostały się w niewłaściwe ręce po odkryciu ich. Przez ponad 40 lat międzynarodowy, katolicki, siedmio-, a potem ośmioosobowy zespół tłumaczy „siedział” na tych manuskryptach, zazdrośnie pilnował ich i nie udostępniał do wglądu, nawet na miejscu, nikomu z zewnątrz, czyli spoza ich kliki. Co się tyczy tempa pracy przyjęto zasadę „im wolniej, tym lepiej”, a pytani o powody wolnego tempa pracy przez bardziej niecierpliwych obserwatorów, odpowiadali że „pośpiech wskazany jest tylko przy łapaniu pcheł”. Mało kto zdaje sobie sprawę również z tego, jak wielką, niepowetowaną szkodę dla nauki wyrządziła ta grupa ludzi. Warto dodać, że byli to przedstawiciele tej samej instytucji, która w pierwszych wiekach naszej ery poniszczyła wiele niewygodnych pism świadczących o pochodzeniu chrześcijaństwa.
Na szczęście w grupie tej znalazł się jeden buntownik, uznany potem za czarną owcę i wydalony z zespołu za niesubordynację. Był nim angielski naukowiec John Marco Allegro, agnostyk. Jest to postać zasługująca na szczególną uwagę ponieważ głównie dzięki niemu dowiadujemy się o różnych cudach-niewidach jakie działy się w zespole zmontowanym przez ojca Rolanda de Vaux na potrzeby jego kościoła. Jako wieloletni członek tego zespołu Allegro znał wiele spraw ‚od podszewki’ i wiele razy sygnalizował światu poważne nieprawidłowości jakie się tam dzieją. Ale nikt jakoś nie mógł tego sprawdzić i coś w związku z tym zrobić.
Watykan stworzył w Jerozolimie intelektualną wartownię strzegącą depozytu wiary w postaci francuskiej, dominikańskiej szkoły o nazwie Ecole Biblique et Archéologique Franćaise de Jerusalem. Szkoła ta do dzisiaj jest częściowo sponsorowana przez rząd francuski a kształcą się w niej głównie księża dominikanie. Muzeum Rockefellera, w którym mieściły się pracownie zespołu tłumaczy, podlegało administracyjnie tej szkole. Międzynarodowy zespół tłumaczy ZMM przez 40 lat był niemal całkowicie zdominowany przez księży katolickich. Była to grupa mająca wszelkie cechy kliki. Można więc tylko współczuć Allegro, świeckiemu naukowcowi i agnostykowi, że miał takie towarzystwo do współpracy.
Do roku 1991 Zwoje qumrańskie były praktycznie własnością tej szkoły pod skrzydłami której działał międzynarodowy zespół tłumaczy ZMM. Ojciec de Vaux, szef zespołu, obiecał na początku, czyli w roku 1953, że wszystkie manuskrypty zostaną opublikowane do roku 1970, lecz nie dotrzymał słowa. Następnie w roku 1989, jego następca, John Strugnell, obiecał, że nastąpi to do roku 1997, czyli dokładnie pół wieku od czasu ich odkrycia. Nic dodać, nic ująć.
Jako tłumacz, Allegro miał prawdopodobnie najlepsze przygotowanie zawodowe ze wszystkich członków zespołu. Nikt nie kwestionował jego kompetencji i umiejętności jako tłumacza. Dlatego jego spory z innymi członkami zespołu co do poprawności jego przekładów wydają się tym bardziej dziwne i nieuzasadnione. Po pewnym okresie pracy w tym doborowym gronie Allegro zorientował się, całkiem słusznie zresztą, że prędzej doczeka się śmierci aniżeli ukończenia projektu powierzonego ich zespołowi. Kiedy przejrzał ich grę, uznał ich za niepoważnych naukowców, choć cwanych na swój sposób, zaczął coraz mniej liczyć się z ich zdaniem. Często wolał działać samotnie i czas pokazał, że miał rację. Gdyby liczył na nich, to istotnie, prędzej doczekałby się śmierci aniżeli wydania kilku swoich prac.
Świat czekał z niecierpliwością na bardziej obszerne opracowanie tematu i Allegro postanowił coś w związku z tym zrobić. Może nawet widział w tym własny interes. Jego książka „Zwoje Morza Martwego” wydana w 1956 roku okazała się bestsellerem.
W tym samym roku wybuchła prawdziwa bomba, gdy w wywiadzie dla radia BBC Allegro powiedział, że znalazł w tekstach qumrańskich treści świadczące o pochodzeniu chrześcijaństwa. [1] Aż pięciu członków zespołu Rolanda natychmiast wystosowało wspólne pismo do londyńskiego Times’a w którym zdecydowanie odcięli się od poglądów Allegro i skrytykowali jego tezy. List ten mówił: „‚Nie ma dokładnego wzorca esseńskiego do którego pasuje Jezus z Nazaretu, jak miał powiedzieć Allegro w jednym ze swoich wywiadów. Jesteśmy przekonani, że albo źle odczytał teksty albo zbudował łańcuch domysłów, których materiał nie potwierdza”.[2]
Allegro odpisał im na ten list, również za pośrednictwem Times’a: „We frazeologii Nowego Testamentu w związku z tym znajdujemy wiele podobieństw do literatury qumrańskiej, ponieważ sekta ta również oczekiwała przyjścia Dawidowego Mesjasza, który miał wystąpić razem z kapłanem w dniach ostatecznych. W takim sensie Jezus pasuje do dokładnego wzorca mesjańskiego (a nie „esseńskiego” jak błędnie zacytowano moją wypowiedź). Nie ma w tym nic szczególnego lub nowego”. [3]
Następnie Allegro napisał w związku z tym protestem list do kolegi redakcyjnego Johna Strugnella: „Kiedy uświadomiłem sobie, że przypisujecie mi rzeczy których wcale nie mówiłem, wniosek był prosty. Ten wasz list był zredagowany nie w interesie obrony nauki, lecz po to, aby rozwiać obawy katolików w Ameryce. A wszystko przez to, że nie zgodziliście się z moją interpretacją niektórych tekstów, w miejscach gdzie ja mogę mieć tyle samo racji, co wy”. [4]
W taki sposób koledzy redakcyjni Allegro stanęli jak jeden mąż przeciwko niemu, aby bronić swojej wiary chrześcijańskiej. Jest to postawa cechująca raczej członków kliki, a nie naukowców, którzy na ogół wolą zachowywać wobec świata wizerunek indywidualności i neutralności. Stawało się coraz bardziej oczywiste, że firma „Roland i s-ka” zamiast informować świat o tym, co mówią Zwoje Morza Martwego postawiła sobie za cel obronę wiary chrześcijańskiej. Pozostali nieliczni chrześcijańscy innowiercy, którzy znaleźli się w zespole Rolanda najwyraźniej przyjęli postawę służalczą wobec niego. W grę przecież wchodził także interes ich wiary.
Zespół ten przez całe lata starał się zdyskredytować Allegro w zachodnich gazetach i publikacjach naukowych. W mediach obsmarowywano go na całego – przedstawiano go nie tylko jako pseudonaukowca, lecz nawet jako Antychrysta.
Ale tam gdzie w grę wchodzi obrona wiary, nie może być mowy o podejściu naukowym do tematu. Na ten pożałowania godny stan Allegro wskazuje w liście adresowanym do Rolanda de Vaux w 1956 roku: „Jesteś już niezdolny do traktowania chrześcijaństwa w obiektywnym świetle: szkoda, ale zrozumiałe w takiej sytuacji”. [5]
A w styczniu 1959 roku pisał do Awni Dajani’ego – jordańskiego kustosza Muzeum Rockefellera: „De Vaux nie cofnie się przed niczym, aby utrzymać swoją władzę. Jestem przekonany, że jeśli znajdzie coś co podważa naukę kościoła, to świat nigdy nie ujrzy takiego Zwoju. De Vaux wyskrobie pieniądze z jakiegoś źródła i odeśle ten materiał do Watykanu, aby go schować przed światem lub zniszczyć”. [6]
Następnie w 1966 roku opublikował w Harpers Magazine artykuł p.t. „Nieznana część historii Zwojów Morza Martwego” [7] w którym oskarżył zespół Rolanda de Vaux o umyślne ukrywanie manuskryptów zawierających treści kompromitujące dla chrześcijaństwa.
Jak więc widzimy, była to walka na bagnety.
Po wojnie sześciodniowej, kiedy wschodnia część Jerozolimy znalazła się pod kontrolą Izraela w temacie ZMM nic się nie zmieniło. Sam Allegro nie był w stanie przebić głową muru. Stały ponoć za tym tak zwane ‚układy’ katolickiej szkoły Ecole Biblique z nowymi władzami Izraela.
Zespół Rolanda de Vaux przez cały czas zaprzeczał istnieniu jakichkolwiek związków pierwotnego chrześcijaństwa z Qumran i robił wszystko co mógł, aby przekonać świat, że manuskrypty qumrańskie są dziełem mało ważnej sekty żydowskiej działającej na peryferiach ówczesnego judaizmu. Dlatego znaleziony w 1953 roku Zwój Miedziany w grocie 3 wywołał prawdziwą sensację i zdumienie, i stał się kolejną kością niezgody pomiędzy nimi a Johnem Allegro. Jaki związek mógł mieć tekst zawierający szczegółowy opis skarbu świątyni z sektą, która odrzuciła kult ówczesnej świątyni? – zastanawiano się. Skąd wziął się w ich zbiorze dokument świadczący o ich powiązaniach ze Świątynia Jerozolimską?
De Vaux i Harding, dyrektor Departamentu Starożytności, wydali oświadczenie dla Akademii Francuskiej, że ukryty skarb Zwoju Miedzianego to jakaś fikcja, której nie da się pogodzić z charakterem wspólnoty qumrańskiej […]. Ojciec Józef Milik, polski duchowny, któremu powierzono tłumaczenie Zwoju Miedzianego w swoim pierwszym artykule na ten temat zdewaluował ten dokument z typową dla mnicha arogancją. [8]
Allegro jednak nie dawał za wygraną. Pierwszy przetłumaczył Zwój Miedziany i nawet napisał książkę na ten temat p.t. „Skarb Zwoju Miedzianego”. De Vaux napisał potem krytyczną recenzję tej książki określając jego argumentację jako naciągniętą i nieuczciwą.
Historia Zwoju Miedzianego jest najlepszym świadectwem tego w jakim tempie pracował zespół Rolanda. Pracę nad jego przekładem powierzono, jak wspomniałem, ojcu Milikowi. Tłumaczenie Milika ukazało się dopiero w 1962 roku, czyli dwa lata po ‚nieoficjalnym’ tłumaczeniu tego tekstu przez Allegro, 6 lat po otworzeniu Zwoju poprzez pocięcie go na kawałki na specjalnej maszynie dzięki staraniom Allegro i… aż 9 lat po odkryciu go w grocie 3.
Ale autor Zwoju Miedzianego nie był jakimś obłąkanym marzycielem. Znał on doskonale teren Palestyny, wioski i miasta Judei, cmentarze i system wodno-kanalizacyjny. Poza tym, znał dobrze ówczesną terminologię ekonomiczną i religijną. Lista skarbów sporządzona była przez niego profesjonalnie na kosztownej blasze miedzianej, a styl i język tego dokumentu był suchy, formalny, zupełnie niepodobny do baśniowo-legendarnego stylu opowieści fikcyjnych. Nawet znany ze swego umiarkowania Vermes przyznaje, że Zwój Miedziany nie mógł być dziełem jakiegoś bajkopisarza.
Trudno dociec, dlaczego nie udało się odnaleźć skarbu Zwoju Miedzianego, w którym mieściło się m.in. 65 ton srebra i 26 ton złota. Należy wziąć pod uwagę, że teren Palestyny, zwłaszcza Jerozolimy, zmienił się nie do poznania przez 19 wieków jakie upłynęły od czasu powstania żydowskiego. Było to miasto wiecznie rozdarte przez wojny polityczne i religijne, m.in. wyprawy krzyżowe. Liczne okupacje i najazdy zmieniły jego oblicze. Poszukiwanie skarbów w mieście, które nie jest już tym czym było, było poszukiwaniem igły w stogu siana. To tak mniej więcej jak poszukiwanie dzisiaj skarbów ukrytych w Warszawie przed wojną na podstawie przedwojennej, sporządzonej przed Powstaniem mapy tego miasta. Zresztą ten sam człowiek, który sporządził ten spis skarbów, mógł go potem sam odzyskać po wojnie, lub mogła tego dokonać grupa kapłanów z którymi współdziałał.
Co się tyczy autorstwa ZMM większość naukowców do dzisiaj popiera opcję esseńsko-gumrańską, ale prawie żaden nie uważa esseńczyków za jedynych autorów tych manuskryptów. Wydaje się, że niektórym z nich ambicja nie pozwala dzisiaj wycofać się ze stanowiska, jakie zajęli w tej sprawie na początku. Musieliby przyznać się do pomyłki, że zbyt łatwo dali się przekonać Rolandowi i jego spółce.
Po raz pierwszy w 1963 roku K.H. Rengstorf, niemiecki naukowiec, zaczął dowodzić, że ZMM pochodzą z biblioteki świątyni jerozolimskiej w swojej książce „Chirbet Qumran i problem biblioteki grot Morza Martwego” (Chirbet Qumran and the Problem of the Library of the Dead Sea Caves).
Piotr Muchowski, tłumacz Zwojów Morza Martwego na język polski pisze na wstępie swego przekładu „Rękopisy znad Morza Martwego”: „Hipoteza esseńsko-qumrańska, poddana pewnym modyfikacjom i głoszona w kilku wersjach, jest do dziś akceptowana przez większość uczonych. Od lat osiemdziesiątych jednakże coraz więcej zwolenników zdobywa sobie teoria upatrująca miejsca pochodzenia zwojów w Jerozolimie. Jej zagorzałym głosicielem jest amerykański profesor N. Golb, który przytacza kilkanaście argumentów przeczących jednolitemu pochodzeniu tekstów i ich powstaniu w Qumran. Zwraca on między innymi uwagę na relacje Orygenesa (III wiek n.e.) i Tymoteusza I (IX wiek n.e.) o odkryciach rękopisów w rejonie Jerycha, a dalej na fakt, że prawie wszystkie zwoje (poza 3Q15, który według niego jest autentycznym rejestrem zawierającym dane o miejscach ukrycia, poza złotem i srebrem, również rękopisów) są apografami i że stosunkowo rzadko daje się przypisać danemu skrybie więcej niż jeden z nich (z czego wynika, że w Qumran musiałoby pracować kilkuset skrybów) wreszcie na to, iż w tzw. scriptorium nie znaleziono żadnych fragmentów zwojów, narzędzi do ich produkcji, trzcin do pisania, etc. Golb wskazuje także na sprzeczności w samych tekstach, podważające tezę o ich wspólnym pochodzeniu – nieco różne np. jest podejście do wartości materialnych w Regule Zrzeszenia i Dokumencie Damasceńskim. Samo Qumran Golb uznaje za warownię hasmonejską. Jego twierdzenia zostały ostatnio wsparte przez R. Donceela oraz P. Donceel-Voute, którym École Biblique powierzyła opracowanie materiałów zebranych w trakcie wykopalisk w Qumran przez R. de Vaux zmarłego w 1971 roku”.
Także Lawrence Schiffmann, żydowski naukowiec, w 1994 roku w swej książce „Reclaiming the Dead Sea Scrolls” potwierdza tezę, że wiele manuskryptów nie zostało sporządzonych w Qumran, lecz pochodzi z różnych innych źródeł. Jest to teoria całkowicie przecząca temu co głosił zespół Rolanda de Vaux, mianowicie że esseńczycy byli sektą odizolowaną od życia religijnego w Jerozolimie.
Po śmierci Rolanda de Vaux w 1971 roku, dyrektorem projektu został na zasadzie katolickiej sukcesji o. Pierre Benoit z tej samej dominikańskiej szkoły biblijnej, Ecole Biblique. Dopiero w 1987 roku, po jego śmierci, redaktorem naczelnym został John Strugnell, lojalny prokatolik. Jako ostatni naczelny redaktor Strugnell przez okres około trzech lat nie wykazał się żadnym osiągnięciem na polu naukowym. Kontynuował politykę swoich poprzedników: „im wolniej tym lepiej”. Spłodził natomiast w tym czasie 113-to stronicowy elaborat na temat błędów i potknięć naukowych Johna Allegro. Miał oryginalne poglądy na wiele spraw. Naukowców domagających się dostępu do nieopublikowanych zwojów nazwał „chmarą pcheł, którym chodzi tylko o to, aby ich nękać”. Był tak „zapracowany”, że wypijał dziennie przeciętnie jedną butelkę whisky z rozpaczy. W końcu alkohol zaatakował mu głowę do tego stopnia, że powiedział w 1990 roku w wywiadzie dla izraelskiej gazety HaAretz, że judaizm jest okropną religią i należy ubolewać nad tym, że rasa żydowska przetrwała tyle wieków jako naród. [9] Wywiad ten został opublikowany, Strugnell naraził się rządowi izraelskiemu z którego gościnności jako naukowiec korzystał i stracił w ten sposób swoją ciepłą posadę redaktora naczelnego. Potem leczył się z alkoholizmu, także w szpitalu psychiatrycznym w USA.
Polityka międzynarodowego zespołu tłumaczy ZMM aby trzymać wszystko pod kluczem do czasu oficjalnej publikacji przekładu tekstu, była bardzo nieuczciwa. Dlatego jego członkowie winni są temu, że tyle różnych podejrzeń rzuca się dzisiaj na nich i tyle oskarżeń wysuwa pod ich adresem. W pierwszych latach ich działalności tłumaczenia spływały częściej. Później jednak, zamiast tłumaczeń manuskryptów, zaczęli publikować tylko obszerne ich omówienia, które dla innych naukowców nie mogły służyć za podstawę opiniowania i wyciągania krytycznych wniosków.
Moim zdaniem, gdyby w skład międzynarodowego zespołu tłumaczy ZMM weszli nie chrześcijanie, lecz na przykład buddyści, niemniej kompetentni tłumacze języków semickich, to zapewne nie doszłoby do tego smutnego skandalu akademickiego. Każdy solidny tłumacz wie o tym, że jego poglądy i uczucia religijne nie powinny podpowiadać mu jak ma tłumaczyć. Zadaniem jego jest oddać wiernie to, co mówi autor danego tekstu, bez dodawania swoich pięciu groszy. Sam jestem tłumaczem i wiem także, że dobry tłumacz to taki, który potrafi czytać nawet między wierszami, oddać nie tylko literę, lecz i ducha tekstu.
Na początku chrześcijanie byli tylko jedną z sekt judaizmu. Później porzucili zakon mojżeszowy i zwrócili się ku wierze we wcielonego mesjasza i jego odkupieńczą ofiarę za grzechy całego świata, głównie dzięki pseudoapostołowi Pawłowi. Lecz dla mieszkańców Judei w I wieku, jak wynika ze ZMM i podań Flawiusza, takie pojęcie byłoby obce, wręcz bluźniercze. Odnowa polityczna i duchowa Izraela miała nastąpić, nie dzięki odwróceniu się od Zakonu, lecz dzięki jeszcze bardziej wiernemu przestrzeganiu go, które nazywali wejściem w Nowe Przymierze. Symbolem wyzwolenia z niewoli była dla żydów ich świątynia, a nie pusty grób zmartwychwstałego boga. Być może między innymi dlatego Allegro uważał chrześcijaństwo za jakąś oszukańczą pantomimę opartą na motywach dziejów wspólnoty qumrańskiej; pantomimę od której prawomyślni ludzie całego świata powinni jak najszybciej odwrócić się. Do końca życia mówił bez ogródek co myśli o opóźnieniach w pracy zespołu redakcyjnego. Określił je jako „nieuzasadnione i pożałowania godne”. Jego byli koledzy redakcyjni, jak to określił, „siedzieli na materiale, który był niezmiernie ważny, zwłaszcza z religijnego punktu widzenia”. Uważał, że sytuacja ta nie powinna przeciągać się w nieskończoność. Jego zdaniem jedynym rozwiązaniem tego problemu było utworzenie międzynarodowej, międzywyznaniowej komisji ekumenicznej w celu przyspieszenia ukończenia projektu. Mówił, że nad Zwojami powinni pracować ludzie o różnych światopoglądach i przekonaniach religijnych. I miał rację. Postulował to wielokrotnie, ale koalicja mnichów była zbyt silna, nie dopuszczała nowych ludzi do współpracy, nie dawała sobie wydrzeć z rąk swoich ulubionych „ciasteczek”, chociaż często obłudnie uskarżała się na nadmiar pracy.
Nieuczciwość członków międzynarodowego zespołu Rolanda widoczna była na każdym kroku. Z jednej strony usprawiedliwiali się brakiem czasu, (większość z nich, prócz pracy w zespole, prowadziła wykłady na uczelniach) i uskarżali na kłopoty z rozszyfrowywaniem rozpadających się ze starości manuskryptów, a z drugiej, robili co mogli, aby nie dopuścić do współpracy innych naukowców chętnych do pomocy. Czy to nie było zachowanie typowe dla ludzi którzy postawili sobie za cel obronę swojej wiary a nie podzielenie się ze światem prawdą o ZMM? Najwięcej na tym skorzystał Kościół Katolicki, który przez wiele lat miał swoich wiernych stróżów tych tekstów i do dzisiaj bazuje głównie na ich „cennych” opracowaniach.
Nikt prawie nie wiedział do roku 1991, że swego czasu Elizabeth Bechtel, filantropka, zasponsorowała projekt ponownego sfotografowania wszystkich dostępnych ZMM, aby mieć w posiadaniu własną mikrofiszową edycję. Przed śmiercią przekazała ją Bibliotece Huntington w Kalifornii. We wrześniu 1991 roku biblioteka ta podała do wiadomości, że wszyscy kompetentni naukowcy całego świata mają dostęp do mikrofilmów Zwojów Morza Martwego. [10] Wiadomość ta wywołała wielką sensację. W taki sposób Zwoje Morza Martwego stały się dostępne dla wszystkich naukowców całego świata. Międzynarodowy zespół w Jerozolimie oburzył się na wieść o tym, początkowo protestował, groził wytoczeniem sprawy sądowej, ale w końcu skapitulował i zrobił to samo, to znaczy udostępnił ZMM do wglądu wszystkim, tyle że o kilkadziesiąt lat za późno.
Dzisiaj już wiadomo, że Zwoje były nielegalnie przetrzymywane latami przez samozwańczy katolicki zespół, który uzurpował sobie wszelkie prawa do nich. Ludzie ci propagowali różne naciągnięte teorie świadomie lub nieświadomie, z braku dostatecznych dowodów. Inni naukowcy nie byli w stanie sprawdzić ich teorii i hipotez, bo odmawiano im prawa wstępu na ich „święty” teren. Tego typu znaleziska należą do innej kategorii niż święte obrazy katolickie, są własnością dziedzictwa narodowego żydów i/lub całej ludzkości, i jako takie powinny trafić do muzeum w niedługim czasie po wykonaniu zdjęć, przynajmniej spora ich część. Trzymanie ich latami pod kluczem było niczym nieuzasadnione z naukowego i moralnego punktu widzenia.
Jak wspomniałem, Allegro publicznie sygnalizował wiele nieprawidłowości w zespole Rolanda i oskarżał swoich byłych kolegów redakcyjnych o kamuflowanie prawdy o Zwojach. Nie wytaczając mu za to sprawy sądowej o zniesławienie firma „Roland i S-ka” oskarżała siebie sama. Wiedzieli dobrze, że gdyby sprawą zajęli się prawnicy, wtedy byliby zmuszeni ujawnić światu treść tych manuskryptów, a tego obawiali się najbardziej. Wszystko skończyło się więc na wzajemnym oczernianiu w mediach. Czytelnicy nieznający treści ZMM byli przez długi czas zdezorientowani, bo z tego powodu nie mogli też znać przyczyn i źródła tych sporów.
Koalicja mnichów zawzięcie zwalczała Johna Allegro, lecz sama dała światu znakomity przykład jak nie należy pracować na polu naukowym. Nie pomylę się chyba, jeśli powiem, że prawie żaden qumranolog nie wspomina dzisiaj dobrze firmy „Roland i S-ka”. Wspomina ją tylko z nostalgią Kościół Katolicki, który na podstawie „cennych” prac jego członków stworzył swoją własną teorię Zwojów, której broni zawzięcie do dzisiaj. Kościelni propagandziści posunęli się jeszcze dalej niż „Roland i S-ka”, jeśli chodzi o datowania i wysunęli absurdalny wniosek, że skoro ZMM pochodzą z okresu przedchrześcijańskiego (co jest tylko częściowo prawdą), zatem nie mają z chrześcijaństwem nic wspólnego.
Pewien naukowiec wyraził się w związku z tym w taki oto sposób: „Archeolog i/lub naukowiec, który odkrywa tekst, lecz nie informuje świata latami o jego treści, zasługuje tylko na to, aby zamknąć go w ciemnej celi jako wroga nauki. Po czterdziestu latach jakie upłynęły od czasu odkryć w Qumran wciąż nie mamy ani pełnego końcowego raportu na temat tych badań archeologicznych, ani pełnej edycji manuskryptów”. [11]
Już w 1977 roku Geza Vermes powiedział, że jeśli tempo publikacji zwojów nie zostanie przyspieszone, będzie to wielki skandal akademicki. On orientował się ile mniej więcej czasu zabiera kompetentnemu tłumaczowi praca nad tego rodzaju tekstami i niewątpliwie brał poprawkę, że wiele manuskryptów jest w złym stanie technicznym. Mimo to uważał, że tempo pracy zespołu jest skandalicznie powolne.
Na początku lat 50., kiedy zespół rozpoczął działalność, wiele rzeczy trzeba było robić bez zaawansowanych technik współczesnych, co zabierało dużo czasu. Ale w 1995 roku Bruce Zuckerman podał, że wynalazł technikę opartą na zastosowaniu podczerwieni i cyfrowej fotografii komputerowej, dzięki której można dość szybko odtwarzać teksty z wielu strzępków manuskryptów. [12]
Gdyby do współpracy dopuszczono w odpowiednim czasie nowych naukowców, to z pewnością wnieśliby nowe pomysły, opinie i hipotezy, i nie doszłoby do tego skandalu akademickiego, który wspomina się dzisiaj jak wielki wrzód na ciele nauki. Ale wszystkiemu sprzeciwiał się Roland i S-ka. Oni wiedzieli najlepiej, że im wolniej tym lepiej.
Na koniec warto by postawić kilka pytań w związku z powyższym:
- [1] New York Times, 5. II. 1956, str. 2
- [2] The Times, 16. III. 56, str. 11
- [3] The Times, 20. III. 56, str. 13
- [4] Allegro do Strugnella, 8. III. 57
- [5] Allegro do de Vaux, 16. IX. 56
- [6] Allegro do Dajani’ego, 10. I. 59
- [7] Harpers Magazine, „The Untold Story of the Dead Sea Scrolls”, sierpień 1966
- [8] Biblical Archeologist, 1956
- [9] HaAretz, 11. XII. 90
- [10] The end of monopoly over the Dead Sea Scrolls, The New York Times, 22. IX. 91, str. 1
- [11] Philip Davies, „How not to do archeology: The story of Qumran, str 203-4
- [12] Bruce Zuckerman, University of Southern California, listopad 1995.